Travis
Westchnął ciężko na jej słowa. Objął ją ramionami. Nie do końca usłyszał to co by chciał, ale potrafił, w tej chwili, przełknąć gorycz i ją zrozumieć. Przynajmniej w pewnym sensie. Była zagubiona, ale to go nie dziwiło. Była młoda, a ostatnio w jej życiu wydarzyło się tak wiele. On powoli tracił głowę i nie wiedział jak poradzić sobie z natłokiem uczuć, konsekwencji i decyzji.
Gładził ją delikatnie po plecach.
-Jesteś tylko kruchym człowiekiem, a ja jestem bestią, która jeszcze długo będzie chodzić po tym świecie.- Mruknął nie odsuwając się od dziewczyny. Chciał się nacieszyć jej bliskością, bo wiedział, że więcej może jej już nie mieć w swoich objęciach.- Muszę pozwolić ci odejść Corall.- Stwierdził aczkolwiek pragnął czegoś zupełnie innego. Potrafił wyobrazić sobie Corall w obozie, ich razem budujących wspólną przyszłość. Do czasu, nawet gdyby kochała go równie mocno co on ją. Nikt nie jest nieśmiertelny, ale wilkołaki mają dane trochę więcej życia niż ludzie. A w ich przypadku w grę nie wchodziłaby nawet przemiana jej w wilka. Tą drogę burzyła jej specyficzna krew, a innej opcji nie było. Travis jednak wiedział, że jego życie będzie trwało tak długo póki jej serce bije.
Odsunął ją od siebie nieznacznie. Starł kciukiem łzy z jej policzków. Patrzył głęboko w jej błękitne oczy. Mógł w nich tonąć w nieskończoność, a im dłużej to robił tym bardziej jej pragnął. Powstrzymał jednak wszystkie swoje żądze.
-Pamiętaj, że jak w twoim życiu będzie działo się coś złego to zawsze będziesz mogła tu wrócić i odetchnąć.- Zapewnił. Cholera, teraz działo się coś paskudnego. Przekreślał szansę na bycie szczęśliwym, ale nie mógł być samolubny.- Odprowadzę cię.- Stwierdził po chwili. Im dłużej tu stali, im dłużej patrzył na jej rozpacz, tym ciężej było mu podjąć jakąkolwiek racjonalną decyzję.
Corall
Westchnęła, a jej oddech drżał. Wiedziała, że błaganie go zostanie tutaj nie ma sensu, bo i tak będzie musiała wyjechać, prędzej czy później. Mimo wszystko, pokiwała głową i pozwoliła mu się prowadzić. W ciszy, póki co.
- Kiedyś Andrea poprosiła mnie żebym pojechała z nią na obóz muzyczny, bo bała się jechać tam sama. - zaczęła dość nagle, z lekkim uśmiechem i dość pustym spojrzeniem. Myślami wróciła do San Francisco. - Nie powiem, że było źle, bo nie było. Tam nauczyli mnie grać na gitarze, jako tako. Mimo, że w ogóle nie chciałam mieć nic wspólnego z jakimkolwiek instrumentem, tak się złożyło że ich gitarzystka się pochorowała i nie dała rady wystąpić w akompaniamencie na koniec obozu. Więc musieli znaleźć sobie zastępstwo. - Zerknęła na niego kątem oka, sprawdzając czy aby na pewno słucha. - Tak się złożyło, że tylko mnie mieli pod ręką. Nawet mi się spodobało. Tak bardzo, że po powrocie błagałam ojca, żeby kupił mi gitarę. - Zaśmiała się na końcu tego zdania. Pamiętała, jak krzywo na nią patrzył, ale po paru dniach namów, w końcu uległ. Uwierzyć, że to było tak dawno temu... W sumie na krótko przed wypadkiem, zaledwie parę miesięcy wstecz. Wszyscy byli wtedy tacy beztroscy, nie wiedząc co ich czeka.
- Przepraszam... Nie wiem co mnie napadło żeby to powiedzieć... Chyba na chwilę chciałam zapomnieć o tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło. - skrzywiła się lekko, ze swego rodzaju zakłopotaniem. Podniosła głowę. Widziała już ciepłe światła otulające Obóz. Chcąc lub nie, wiedziała, że w krótce będą musieli się rozstać.
- A może... Może wejdziesz na chwilę, pomożesz mi się spakować? - poprosiła, zerkając na niego niemal błagalnie. Chyba Travis jako jedyny zachowywał spokój, nie panikował aż tak. W przeciwieństwie do Corall, która na myśl o rozłące chciała się zakopać w kołdrach i rozpłakać.
Travis
Na chwilę odwrócił od niej spojrzenie i zerknął na dom, w którym nocowała. Uśmiechnął się na samą myśl o spędzeniu z nią kolejnej godziny. Wiedział jednak, że byłoby im jeszcze trudniej pożegnać się, gdyby spełnił jej prośbę.
-Obawiam się, że jeśli wszedłbym z tobą do pokoju nie potrafiłbym się dłużej powstrzymywać przed tym czego pragnę, a później sam bym cię błagał byś nigdzie nie jechała.- Przyznał przesuwając po jej policzku palcami. Zaśmiał się bez wesołości. Ponownie pochylił się, ale tym razem nieznacznie musnął jej usta.- Dobranoc Corall.- Ściągnął brwi i z trudem się odsunął. Zrobił krok w tył po czym skinął w stronę budynku by już poszła. Zacisnął palce i wsunął ręce w kieszenie spodni. Pragnął znów poczuć smak jej ust, ciężar jej rąk na karku...- Idź.- Szepnął odwracając od niej wzrok. Zrobił kolejny krok w tył. Zamknął oczy. Zadrżał i stał przed nią w wilczej formie. Tak było mu prościej o ile odtrącenie jej w jakimkolwiek stopniu mogło być łatwe.
Uszy wilka układały się płasko do czaszki. Jego łeb zwisał nad ziemią, a złote oczy przeszywały blondynkę na wskroś. Po prawym policzku zwierzęcia spłynęła jedna łza. Gdy rozbiła się na ziemi, Travis odwrócił się i zaczął powoli odchodzić w stronę gęstwiny.
Corall
To był chyba najsmutniejszy widok w całym jej życiu. Patrzeć jak stoi tak, skruszony, ze zwieszoną głową, oczami świdrującymi jej duszę... Patrzeć jak odchodzi, skulony, lekko zgarbiony, wyraźnie przybity. Jej serce zadrżało wołając go z powrotem, ale usta nie potrafiły powtórzyć manewru.
- Przepraszam... - szepnęła tylko, po czym odwróciła się na pięcie, i z bólem serca niemalże wbiegła do budynku. Roztrzęsiona, dopiero w sypialni jako tako wróciła do siebie. Otworzyła szeroko okno, wyjęła torby i chaotycznie zaczęła wszystko wrzucać do środka. Ubrania, kosmetyki... Jej czas tutaj najwyraźniej dobiega końca.
----------------------------------------------------------------
Jedna z najdłuższych, nieprzespanych nocy jej życia. Powieki miała ciężkie, a oczy wysuszone, kiedy za oknem wschodziło słońce a Obóz budził się do życia. Całą noc siedziała przy biurku, skulona w dość niewygodnej pozycji, czytając dzienniki jej ojca, chłonąc wiedzę. Wiedziała, że będzie musiała je zwrócić, nawet nie chciała ich zatrzymać. Zdecydowanie za dużo wspomnień.
Na zegarku stojącym na szafce nocnej wyświetlała się godzina piąta czterdzieści dwie. Dziewczyna - ubrana, wymyta i uczesana - była gotowa do wyjścia. Wiedziała, że Daniel pewnie już tu jest, a jeśli nie to że nie długo się zjawi. Przerzuciła przez ramię torbę ze swoimi rzeczami, w drugiej ręce trzymała dzienniki, które w drodze powrotnej chciała zwrócić dziadkowi Travisa, oraz podziękować jego ojcu za gościnę. I przeprosić za problemy jakie stworzyła, chcąc nie chcąc.
Ku jej zaskoczeniu, rozmowa z przywódcą stada przebiegła bardzo gładko. Szczerze się tego nie spodziewała, ale było to jak najbardziej miłe zaskoczenie. Zwróciła dzienniki. Podziękowała, przeprosiła i pożegnała się z całą jego rodziną. Także z Russellem. Nigdzie nie widziała jednak Travisa. Chciała go przeprosić za wczorajszą noc, i pożegnać się... Prawdopodobnie raz na zawsze. Znowu się zamyśliła wychodząc z budynku, i znów na kogoś wpadła. A raczej jedynie odbiła się i została pochwycona w czyjeś ramiona.
- W porządku? - odetchnęła słysząc znajomy głos Daniela. Nie pytała jak się tu dostał, znowu. W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową, wracając szybko na własne nogi. Rozejrzała się. Zero śladu Travisa... Niektóre dzieci ją obserwowały, dorośli wyglądali przez okna, jedni ze szczęściem w oczach, drudzy ze smutkiem, a jeszcze inni z niepokojem spoglądali na Łowcę.
- Gotowa do drogi? - spytał spokojnym głosem Daniel. Corall nadal się rozglądała. Uparcie szukała swojego wilka, jednak na próżno.
- Tak... Gotowa. - potwierdziła, odwracając się do niego i dając się poprowadzić do samochodu.
- Nie bój się. Jedziesz do domu. W końcu będziesz bezpieczna. - zapewnił ją łucznik, biorąc od niej torbę i z łatwością zakładając ją na własne ramię. Drugim objął Corall.
Czy ja kiedykolwiek będę bezpieczna?
Travis
Całą noc spędził sam, w ciemnym lesie. Krążył wokół obozu pogrążony w swoich ponurych myślach. Co jakiś czas wyczuwał obecność innego wilkołaka, który próbował nawiązać z nim kontakt. Każdy jednak rezygnował wyczuwając, co się z nim dzieje. Fizycznie mógłby góry przenosić, ale psychicznie był wręcz wyczerpany i złamany. Nawet Russellowi nie udało się dotrzeć do przyjaciela.
Następnego dnia chciał pożegnać się z Corall jeszcze raz, ale nie miał odwagi i siły by spojrzeć w jej oczy. Nie byłby w stanie jej puścić. Obserwował jednak wszystko zza drzew, tak by nikt go nie dostrzegł. Stał w tej samej pozie co wczorajszego wieczora przed Corall.
Warknął cicho, gdy Daniel objął ją ramieniem. Nie chciał by między nimi było coś więcej, ale musiał się pogodzić z tym, że sam wepchnął ją w jego ramiona.
Gdy znaleźli się w samochodzie, Travis jeszcze jakiś czas podążał za nimi. Gdyby się przyjrzeli, mogliby dostrzec poruszający się, między drzewami, kształt. Jednak, gdy znalazł się zbyt daleko obozu, zatrzymał się, zadarł łeb do góry i zawył długo. Wiedział, że Corall rozpozna jego głos, a przynajmniej miał taką nadzieję. Wył póki auto nie zniknęło mu z pola widzenia. Nie potrafił się jednak ruszyć z miejsca. Nie chciał wracać do domu, miejsca w którym nie ma Corall, jej niebieskiego spojrzenia, rumieńców i lekkiego uśmiechu. Jego serce było przy niej. Na zawsze.
Corall
Skroń opierała o chłodną szybę samochodu Daniela. Mknęli drogą krajową, w kierunku centrum Monterey. Cały czas przed oczami miała ten smutny obraz wilka stojącego przed nią ze spuszczoną głową i niemalże ludzkimi łzami w ludzkich oczach. Nie mogła się tego pozbyć. Słyszała, że Daniel coś do niej mówił, przebijając się przez cicho włączone radio, jednak nie reagowała. Pustym wzrokiem patrzyła przed siebie, w nicość. Nie bała się powrotu do domu. Nie bała się spotkania ze Stephanie, ani z Heaven. Nie bała się powrotu do szkoły, mimo iż nie chciała.
Wycie ją obudziło. Słyszała je przez cały czas, a ona patrzyła w tył, szukając w rozmytej ścianie drzew źródła. Nie widziała go, ale wiedziała do kogo należy ten głos. Travis, na sto procent. Kiedy wycie ucichło, dojeżdżali już do dworku w którym mieszkał wilkołak razem z Russellem. Odwróciła się z powrotem w kierunku drogi, spojrzenie miała już nieco bardziej przytomne.
- Zawieź mnie do domu. - powiedziała cicho, lecz stanowczo. Widziała kątem oka, że przez ułamek sekundy Daniel chciał zaprzeczyć. Nie wiedziała jaki był JEGO cel. Jednak jej celem było teraz ciepłe, własne łóżko w skrzeczącym domku z głową Sparka przy jej ramionach. Nie mógł się jej sprzeciwić. Nie pozwoliłaby na to.
Gładził ją delikatnie po plecach.
-Jesteś tylko kruchym człowiekiem, a ja jestem bestią, która jeszcze długo będzie chodzić po tym świecie.- Mruknął nie odsuwając się od dziewczyny. Chciał się nacieszyć jej bliskością, bo wiedział, że więcej może jej już nie mieć w swoich objęciach.- Muszę pozwolić ci odejść Corall.- Stwierdził aczkolwiek pragnął czegoś zupełnie innego. Potrafił wyobrazić sobie Corall w obozie, ich razem budujących wspólną przyszłość. Do czasu, nawet gdyby kochała go równie mocno co on ją. Nikt nie jest nieśmiertelny, ale wilkołaki mają dane trochę więcej życia niż ludzie. A w ich przypadku w grę nie wchodziłaby nawet przemiana jej w wilka. Tą drogę burzyła jej specyficzna krew, a innej opcji nie było. Travis jednak wiedział, że jego życie będzie trwało tak długo póki jej serce bije.
Odsunął ją od siebie nieznacznie. Starł kciukiem łzy z jej policzków. Patrzył głęboko w jej błękitne oczy. Mógł w nich tonąć w nieskończoność, a im dłużej to robił tym bardziej jej pragnął. Powstrzymał jednak wszystkie swoje żądze.
-Pamiętaj, że jak w twoim życiu będzie działo się coś złego to zawsze będziesz mogła tu wrócić i odetchnąć.- Zapewnił. Cholera, teraz działo się coś paskudnego. Przekreślał szansę na bycie szczęśliwym, ale nie mógł być samolubny.- Odprowadzę cię.- Stwierdził po chwili. Im dłużej tu stali, im dłużej patrzył na jej rozpacz, tym ciężej było mu podjąć jakąkolwiek racjonalną decyzję.
Corall
Westchnęła, a jej oddech drżał. Wiedziała, że błaganie go zostanie tutaj nie ma sensu, bo i tak będzie musiała wyjechać, prędzej czy później. Mimo wszystko, pokiwała głową i pozwoliła mu się prowadzić. W ciszy, póki co.
- Kiedyś Andrea poprosiła mnie żebym pojechała z nią na obóz muzyczny, bo bała się jechać tam sama. - zaczęła dość nagle, z lekkim uśmiechem i dość pustym spojrzeniem. Myślami wróciła do San Francisco. - Nie powiem, że było źle, bo nie było. Tam nauczyli mnie grać na gitarze, jako tako. Mimo, że w ogóle nie chciałam mieć nic wspólnego z jakimkolwiek instrumentem, tak się złożyło że ich gitarzystka się pochorowała i nie dała rady wystąpić w akompaniamencie na koniec obozu. Więc musieli znaleźć sobie zastępstwo. - Zerknęła na niego kątem oka, sprawdzając czy aby na pewno słucha. - Tak się złożyło, że tylko mnie mieli pod ręką. Nawet mi się spodobało. Tak bardzo, że po powrocie błagałam ojca, żeby kupił mi gitarę. - Zaśmiała się na końcu tego zdania. Pamiętała, jak krzywo na nią patrzył, ale po paru dniach namów, w końcu uległ. Uwierzyć, że to było tak dawno temu... W sumie na krótko przed wypadkiem, zaledwie parę miesięcy wstecz. Wszyscy byli wtedy tacy beztroscy, nie wiedząc co ich czeka.
- Przepraszam... Nie wiem co mnie napadło żeby to powiedzieć... Chyba na chwilę chciałam zapomnieć o tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło. - skrzywiła się lekko, ze swego rodzaju zakłopotaniem. Podniosła głowę. Widziała już ciepłe światła otulające Obóz. Chcąc lub nie, wiedziała, że w krótce będą musieli się rozstać.
- A może... Może wejdziesz na chwilę, pomożesz mi się spakować? - poprosiła, zerkając na niego niemal błagalnie. Chyba Travis jako jedyny zachowywał spokój, nie panikował aż tak. W przeciwieństwie do Corall, która na myśl o rozłące chciała się zakopać w kołdrach i rozpłakać.
Travis
Na chwilę odwrócił od niej spojrzenie i zerknął na dom, w którym nocowała. Uśmiechnął się na samą myśl o spędzeniu z nią kolejnej godziny. Wiedział jednak, że byłoby im jeszcze trudniej pożegnać się, gdyby spełnił jej prośbę.
-Obawiam się, że jeśli wszedłbym z tobą do pokoju nie potrafiłbym się dłużej powstrzymywać przed tym czego pragnę, a później sam bym cię błagał byś nigdzie nie jechała.- Przyznał przesuwając po jej policzku palcami. Zaśmiał się bez wesołości. Ponownie pochylił się, ale tym razem nieznacznie musnął jej usta.- Dobranoc Corall.- Ściągnął brwi i z trudem się odsunął. Zrobił krok w tył po czym skinął w stronę budynku by już poszła. Zacisnął palce i wsunął ręce w kieszenie spodni. Pragnął znów poczuć smak jej ust, ciężar jej rąk na karku...- Idź.- Szepnął odwracając od niej wzrok. Zrobił kolejny krok w tył. Zamknął oczy. Zadrżał i stał przed nią w wilczej formie. Tak było mu prościej o ile odtrącenie jej w jakimkolwiek stopniu mogło być łatwe.
Uszy wilka układały się płasko do czaszki. Jego łeb zwisał nad ziemią, a złote oczy przeszywały blondynkę na wskroś. Po prawym policzku zwierzęcia spłynęła jedna łza. Gdy rozbiła się na ziemi, Travis odwrócił się i zaczął powoli odchodzić w stronę gęstwiny.
Corall
To był chyba najsmutniejszy widok w całym jej życiu. Patrzeć jak stoi tak, skruszony, ze zwieszoną głową, oczami świdrującymi jej duszę... Patrzeć jak odchodzi, skulony, lekko zgarbiony, wyraźnie przybity. Jej serce zadrżało wołając go z powrotem, ale usta nie potrafiły powtórzyć manewru.
- Przepraszam... - szepnęła tylko, po czym odwróciła się na pięcie, i z bólem serca niemalże wbiegła do budynku. Roztrzęsiona, dopiero w sypialni jako tako wróciła do siebie. Otworzyła szeroko okno, wyjęła torby i chaotycznie zaczęła wszystko wrzucać do środka. Ubrania, kosmetyki... Jej czas tutaj najwyraźniej dobiega końca.
----------------------------------------------------------------
Jedna z najdłuższych, nieprzespanych nocy jej życia. Powieki miała ciężkie, a oczy wysuszone, kiedy za oknem wschodziło słońce a Obóz budził się do życia. Całą noc siedziała przy biurku, skulona w dość niewygodnej pozycji, czytając dzienniki jej ojca, chłonąc wiedzę. Wiedziała, że będzie musiała je zwrócić, nawet nie chciała ich zatrzymać. Zdecydowanie za dużo wspomnień.
Na zegarku stojącym na szafce nocnej wyświetlała się godzina piąta czterdzieści dwie. Dziewczyna - ubrana, wymyta i uczesana - była gotowa do wyjścia. Wiedziała, że Daniel pewnie już tu jest, a jeśli nie to że nie długo się zjawi. Przerzuciła przez ramię torbę ze swoimi rzeczami, w drugiej ręce trzymała dzienniki, które w drodze powrotnej chciała zwrócić dziadkowi Travisa, oraz podziękować jego ojcu za gościnę. I przeprosić za problemy jakie stworzyła, chcąc nie chcąc.
Ku jej zaskoczeniu, rozmowa z przywódcą stada przebiegła bardzo gładko. Szczerze się tego nie spodziewała, ale było to jak najbardziej miłe zaskoczenie. Zwróciła dzienniki. Podziękowała, przeprosiła i pożegnała się z całą jego rodziną. Także z Russellem. Nigdzie nie widziała jednak Travisa. Chciała go przeprosić za wczorajszą noc, i pożegnać się... Prawdopodobnie raz na zawsze. Znowu się zamyśliła wychodząc z budynku, i znów na kogoś wpadła. A raczej jedynie odbiła się i została pochwycona w czyjeś ramiona.
- W porządku? - odetchnęła słysząc znajomy głos Daniela. Nie pytała jak się tu dostał, znowu. W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową, wracając szybko na własne nogi. Rozejrzała się. Zero śladu Travisa... Niektóre dzieci ją obserwowały, dorośli wyglądali przez okna, jedni ze szczęściem w oczach, drudzy ze smutkiem, a jeszcze inni z niepokojem spoglądali na Łowcę.
- Gotowa do drogi? - spytał spokojnym głosem Daniel. Corall nadal się rozglądała. Uparcie szukała swojego wilka, jednak na próżno.
- Tak... Gotowa. - potwierdziła, odwracając się do niego i dając się poprowadzić do samochodu.
- Nie bój się. Jedziesz do domu. W końcu będziesz bezpieczna. - zapewnił ją łucznik, biorąc od niej torbę i z łatwością zakładając ją na własne ramię. Drugim objął Corall.
Czy ja kiedykolwiek będę bezpieczna?
Travis
Całą noc spędził sam, w ciemnym lesie. Krążył wokół obozu pogrążony w swoich ponurych myślach. Co jakiś czas wyczuwał obecność innego wilkołaka, który próbował nawiązać z nim kontakt. Każdy jednak rezygnował wyczuwając, co się z nim dzieje. Fizycznie mógłby góry przenosić, ale psychicznie był wręcz wyczerpany i złamany. Nawet Russellowi nie udało się dotrzeć do przyjaciela.
Następnego dnia chciał pożegnać się z Corall jeszcze raz, ale nie miał odwagi i siły by spojrzeć w jej oczy. Nie byłby w stanie jej puścić. Obserwował jednak wszystko zza drzew, tak by nikt go nie dostrzegł. Stał w tej samej pozie co wczorajszego wieczora przed Corall.
Warknął cicho, gdy Daniel objął ją ramieniem. Nie chciał by między nimi było coś więcej, ale musiał się pogodzić z tym, że sam wepchnął ją w jego ramiona.
Gdy znaleźli się w samochodzie, Travis jeszcze jakiś czas podążał za nimi. Gdyby się przyjrzeli, mogliby dostrzec poruszający się, między drzewami, kształt. Jednak, gdy znalazł się zbyt daleko obozu, zatrzymał się, zadarł łeb do góry i zawył długo. Wiedział, że Corall rozpozna jego głos, a przynajmniej miał taką nadzieję. Wył póki auto nie zniknęło mu z pola widzenia. Nie potrafił się jednak ruszyć z miejsca. Nie chciał wracać do domu, miejsca w którym nie ma Corall, jej niebieskiego spojrzenia, rumieńców i lekkiego uśmiechu. Jego serce było przy niej. Na zawsze.
Corall
Skroń opierała o chłodną szybę samochodu Daniela. Mknęli drogą krajową, w kierunku centrum Monterey. Cały czas przed oczami miała ten smutny obraz wilka stojącego przed nią ze spuszczoną głową i niemalże ludzkimi łzami w ludzkich oczach. Nie mogła się tego pozbyć. Słyszała, że Daniel coś do niej mówił, przebijając się przez cicho włączone radio, jednak nie reagowała. Pustym wzrokiem patrzyła przed siebie, w nicość. Nie bała się powrotu do domu. Nie bała się spotkania ze Stephanie, ani z Heaven. Nie bała się powrotu do szkoły, mimo iż nie chciała.
Wycie ją obudziło. Słyszała je przez cały czas, a ona patrzyła w tył, szukając w rozmytej ścianie drzew źródła. Nie widziała go, ale wiedziała do kogo należy ten głos. Travis, na sto procent. Kiedy wycie ucichło, dojeżdżali już do dworku w którym mieszkał wilkołak razem z Russellem. Odwróciła się z powrotem w kierunku drogi, spojrzenie miała już nieco bardziej przytomne.
- Zawieź mnie do domu. - powiedziała cicho, lecz stanowczo. Widziała kątem oka, że przez ułamek sekundy Daniel chciał zaprzeczyć. Nie wiedziała jaki był JEGO cel. Jednak jej celem było teraz ciepłe, własne łóżko w skrzeczącym domku z głową Sparka przy jej ramionach. Nie mógł się jej sprzeciwić. Nie pozwoliłaby na to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prosimy o szczerą opinię w komentarzach. To właśnie Wasze słowa wywołują uśmiechy na naszych twarzach, a także wskazują błędy, które w przyszłości się nie powtórzą.