Corall
Słuchała, ale też snuła własne przypuszczenia odnośnie jego pozycji. Owczarek trącał nosem jej podbródek i cicho skomlał, kiedy dziewczyna w głębokim zamyśleniu przestawała go głaskać. Blondyna starała się szybko naprawiać swój błąd.
Jedne rzeczy rozumiała, a innych nie. Rozumiała, że marzenia nie zawsze się spełniają. Rozumiała, że każdy wilkołak - prawdopodobnie - na całym świecie pragnie jej śmierci. Rozumiała, że łowcy chcą mieć ją po swojej stronie, by użyć jej krwi jako śmiercionośnej broni przeciw wilkom. Ale to byłoby na tyle. Jakim cudem Travis tak bardzo różnił się od wilków? Dlaczego on nie chciał jej śmierci? Ba, dlaczego ją chronił przed swoimi jak i przed łowcami? Tego właśnie nie wiedziała i nie miała pojęcia czy kiedykolwiek się tego dowie.
Podskoczyła, kiedy wróciło światło.
- Dziękuję, że zostaniesz. - powiedziała cicho, uśmiechając się pod nosem. Jednocześnie czuła, jak na jej policzki wstąpił rumieniec. Nie skomentowała pocałunku, choć strasznie chciała. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że czuła, iż później nie będzie mogła przestać o tym myśleć. O nim, o słodyczy jego ust, o delikatności tak szybko zmieniającej się w uroczą natarczywość...
Zarumieniła się jeszcze mocniej i spuściła głowę, nieco zawstydzona takimi myślami.
- Pamiętam jak tata opowiadał nam o stworzeniach, które za dnia są ludźmi, a nocą opiekują się bliskimi sobie osobami... - rzuciła w zamyśleniu. Jej wargi wygięły się w lekki uśmiech pod wpływem wspomnień. - Nigdy nie powiedział, jak nazywały się naprawdę. Zawsze je opisywał, mówił co robią, jak żyją... A potem przychodziła mama i mówiła, że to tylko głupie bajki i że powinnyśmy iść spać. - dodała ze śmiechem. Wtedy rozległo się ciche pukanie do drzwi, na które Spark zaczął reagować szczekaniem. Dziewczyna wstała i ruszyła do drzwi. Pies wiernie truchtał przy jej nodze, nieco z przodu, gotów bronić właścicielki przed nieznanym jeszcze gościem.
Jednak jej zaskoczenie i strach wzrosły do maksimum, widząc na progu Daniela.
Travis
Pukanie do drzwi wyrwało go z chwilowego zamyślenia. Nawet nie spostrzegł, że w jej obecności stracił czujność, zmysły się wyciszyły, a świat skurczył do salonu Corall. Miła odmiana od przesyconej codzienności.
Chciał zajrzeć do jej umysłu, by poznać jej myśli. Tylko ten raz. Był ciekaw, czy tylko jego myśli kurczowo trzymają się pocałunku i jej osoby. Chciał się dowiedzieć co ona dokładnie myśli o tym wszystkim i jakie pytania jeszcze nie dają jej spokoju. Bo wątpił by zaspokoiła swoja ciekawość, a był pewien, że nie o wszystko odważy się zapytać.
Gdy drzwi otworzyły się od raz wyczuł kogo przywiało.Na jego twarzy pojawił się wyraźny grymas. Nie chciał go tutaj szczególnie w tej chwili, gdzie topór wojenny był miedzy nim, a Corall zakopany. Nie chciał tego zburzyć, a wręcz chciał utrwalić tę kruchą, dobrą relację i może to nieco zachodzi na hipokryzję, ale miał wrażenie, że łowca przejedzie po ich relacji jak czołg. Travis po prostu czuł, że to nie koniec problemów. Jak zawsze. Westchnął i bezszelestnie podniósł się na nogi. Nie chciał sprawić dziewczynie problemu i tym razem powstrzymał chęć konfrontacji z chłopakiem. Wspiął się na piętro i z łatwością odnalazł pokój blondynki. Wślizgnął się do niego. Jakiś czas nasłuchiwał po czym sięgnął po kartkę i długopis.
Wybacz moje zniknięcie, ale dla nas dwóch twój dom jest za mały. Nie chciałem zresztą robić dodatkowego problemu... Dziękuję za ręczniki i rozmowę i...
Słodkich snów.
T.
Chwilę wodził spojrzeniem po papierze i swoich w miarę zgrabnych literach. Pragnął by ten wieczór jeszcze jakiś czas potrwał, ale widocznie nie to jest mu dane. Położył złożoną kartkę na szafeczce nocnej i przycisnął małą lampką. Podszedł do okna, które po cichu otworzył. Wyjrzał na zewnątrz. Pogoda nadal była fatalna, ale bez zawahania wyskoczył na zewnątrz. Miękko wylądował na mokrym piachu i pognał w stronę zarośli.
Do domu wrócił przemoczony i wiedział, że w środku nie czeka go pocałunek, a raczej jakieś idiotyczne domysły Russella i próby dotarcia do jego rozsądku.
Dotykając raz za razem własnych warg rozsiadł się w fotelu i wpatrywał w tańczące w kominku płomienie.
-No proszę, proszę... - Usłyszał głos przyjaciela. Na jego słowa uśmiechnął się tylko i wspomniał raz jeszcze słodki pocałunek, który nadal odtwarzał w myślach.
Daniel
Burza szalała już prawie pół nocy, a on domyślał się, że Corall nie będzie spała w taką pogodę. Dobrze wiedział, że się boi. Po za tym miał także inny powód by ją odwiedzić, musiał z nią poważnie porozmawiać. Po tym co mu powiedziała miał niemal całkowitą pewność, że dziewczyna będzie chciała zemsty na wilkołakach, co tylko by im pomogło w sprawie. Pozbawienie jednego wilka swojego dziedzictwa równało się także odebraniu wilkołactwa tym, których przemienił. Ten fakt znacznie przyspieszyłby pozbywanie się niepotrzebnych istot.
Gdy jednak zobaczył zaskoczenie i niemal strach na twarzy blondynki, wyraźnie się zaniepokoił. Przekroczył próg i z troską położył dłoń na jej ramieniu.
- Wszystko w porządku? - spytał opiekuńczym tonem głosu, siadając z nią na sofie. Pogładził ją po udzie.
- Tak, ja... Po prostu nie spodziewałam się, że przyjdziesz. - powiedziała cicho, nie patrząc na niego. To również go zaniepokoiło. Zawsze rozmawiała z nim otwarcie, patrząc na niego, ale tym razem unikała jego spojrzenia.
- Myślałaś nad tym co ci mówiłem? - spytał prosto z mostu, ujmując jej podbródek w dwa palce i podnosząc jej głowę tak, by na niego spojrzała. Widział dziwny strach w jej oczach, zaskoczenie i... Smutek? Może dlatego, że za dziecka każdą burzę spędzała z rodziną, a nie sama w domu.
- Tak. - przyznała, a w jej głosie pobrzmiewała szczerość. - I ja również nie zmieniłam decyzji. - dodała, a jej wargi wygięły się w uśmiechu. Widział, że wysiliła się na niego, że najchętniej pewnie schowałaby się do swojego pokoju, zakopała pod kołdrą i zapragnęła zniknąć.
- To dobrze. - powiedział tylko z ulgą i przytulił ją do siebie. - Jutro tam pojedziemy. Poznasz pozostałych... Wszystkiego się dowiesz i będzie lepiej. - dodał, opierając policzek i czubek jej głowy. Czuł jak kładzie głowę na jego piersi i zaczyna się rozluźniać.
Travis
Russell przyglądał się z zaciekawieniem i jednocześnie rozbawieniem Travisow. Już on dobrze wiedział co się działo jak Travisa nie było, a na pewno dokładniej to sprawdzi, gdy oboje się zmienią. Musiał wszystko wiedzieć.
-No to opowiadaj. Jak było?- spytał z nutą złośliwości, ale nie mógł się powstrzymać.- Muszę poznać wszystkie pikantne szczegóły.- Dodał wpatrując się wyczekująco w blondyna.
-Po pierwsze nie było żadnych pikantnych szczegółów, po drugie nic się nie działo, tylko rozmawialiśmy...- Nie dane było mu skończyć, choć wiedział, że jak na niego to już za bardzo się zapierał by się nie wydać. Westchnął tylko i uniósł oczy do góry.
-Jasne, jasne... Ten uśmieszek, błysk w oku i zamyślenie mówią za siebie. Co jak co, ale mnie nie oszukasz.- Powiedział dumny z siebie. Travis miał ochotę jęknąć głośno, pognać do siebie do pokoju i zastawić drzwi czym się da. Nie lubił tego typu przesłuchań. Czuł się jak pod lupą.
-Okej.- Uniósł ręce do góry w poddańczym geście.- Niech ci będzie. Więcej ci nie powiem.- Mruknął krzyżując ręce na piersi. Russell pokiwał głową i dziwnie (jak na niego) spoważniał.
-Nie podpuszczała cię? No wiesz jakieś dwadzieścia cztery godziny temu groziła tobie i przy okazji mnie. Poza tym... Chyba cię porąbało.- Skwitował ku zdziwieniu blondyna.
-O co ci chodzi?- Spytał z nutą irytacji.
-Nie chcę po prostu żebyś wpakował siebie i przy okazji mnie w większe kłopoty.- Travis machnął tylko ręką i poszedł do siebie. Russell jednak wiedział jak takie rzeczy mogą skończyć się dla wilkołaka. Chciał z nią pogadać i przed czymś jeszcze ostrzec, bo widocznie dla Travisa było już za późno.
Corall
Na drugi dzień obudziła się we własnej sypialni, sama. Rozejrzała się uważnie, ale oprócz Sparka leżącego przy łóżku, w jej małej sypialni nikogo nie było.
Wygrzebała się z łóżka i usiadła na materacu. Rękę oparła na kolanie, a dłonią przesunęła po dolnej wardze. To się jej przyśniło, czy Travis naprawdę u niej był? A później Daniel? Mówił, że mają gdzieś jechać... No tak, prawie zapomniała. Miała z nim pojechać do siedziby łowców. Daniel miał ją przedstawić reszcie łowców i wszyscy razem mieli zacząć myśleć nad poprawnym wykorzystaniem krwi, ale też żeby jej nie zmarnować. Czy się bała? Oczywiście, że tak. Nie wiedziała co będą jej tam robić, jak to wszystko będzie wyglądać, ani gdzie to w ogóle jest.
Zdecydowanie była przerażona.
***
Nie długo przed południem coś przywiało ją pod drzwi domu Travisa. Musiała o coś spytać. Jedno wczorajsze, nagłe zniknięcie - do tego nie wyjaśnione! - nieco ją zakuło. Okej, rozumiała, że nie chciał konfrontacji z Danielem, bo wiedziała doskonale, że chłopaki się nie lubią. Jeden z nich to wilkołak, a drugi to łowca. Z obydwoma chciała mieć w miarę dobrą relację, ale jak przypuszczała, nie było to możliwe. Ten pierwszy chyba bardziej ją chronił niż zacieśniał więzy, a drugi z kolei chciał pomóc jedynie swojej karierze łowczej.
Wzięła głęboki wdech i zapukała do drzwi. Długą chwilę nikt jej nie odpowiadał. Zapukała ponownie, czekając na reakcję z wnętrza domu. Nic nie słyszała zza grubych drzwi, a okna były pozasłaniane. Musiała czekać.
Travis
Słyszał pukanie, ale odpuścił sobie fatygę. Słyszał, że Russell już naciska klamkę. Usiadł tylko na łóżku i przysłuchiwał się. Russell skinął głową, gdy dostrzegł blondynkę. Rozejrzał się ponad jej ramieniem, czy aby na pewno jest sama. Tak na wszelki wypadek.
-Przyszłaś do Travisa?- Spytał retorycznie. No bo przecież nie do niego. Westchnął i przesunął się w drzwiach. Mimo wszystko zatrzymał ją jeszcze nim weszła głębiej.- Jeśli nadal chcesz stać po drugiej stronie, odpuść. Wilkołaki zakochują się tylko raz w życiu.- Powiedział po czym uśmiechnął się jakby nigdy nic. Trav szybko poderwał się na nogi i zbiegł na dół. Na jego twarz wkradł się uśmiech na widok Corall. Wyminął bez słowa bruneta. Niepokoiło go, że znów poczuł tą błogość i wrażenie, że cały świat się kurczy do jej osoby. Karcił się w myślach, choć jak na razie bezskutecznie. Nie wiedział jak zacząć, więc milczał przyglądając się jej z lekko uniesioną brwią. Russell szybko się ulotnił.
Corall
Słowa przyjaciela Travisa nieco ją zaskoczyły. Wiedziała, że ma rację, ale odkrył się przed nią kolejny nowy fakt. Nowy, przynajmniej dla niej. Nie myślała nigdy o uczuciach wilków. Nawet wczorajszej nocy przez myśl by jej to nie przebiegło. Chociaż gdyby Russell nie miał racji, dlaczego Travis by ją pocałował?
Przeczesała dłonią włosy, przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę.
- Ja tylko na chwilkę. - powiedziała cicho, wyraźnie zmieszana zaistniałą atmosferą. - Chciałam tylko spytać, czemu wczoraj tak szybko poszedłeś? Nawet bez wyjaśnienia... - szepnęła, pocierając dłonią łokieć. Spojrzała na niego przelotnie, ale kiedy chwycił jej spojrzenie, nie była w stanie odwrócić spojrzenia.
Co z tego, że gdzieś na dnie jej podświadomości wszystko krzyczało, że to przez niego jest sierotą? To teraz nie było ważne. Miała wrażenie, że nie ma nic po za ich dwójką. Że na świecie są tylko oni, a wszyscy inni nie są ważni. Jej policzki przybrały kolor ciemnego różu, przez którego obecność zamrugała szybko i spuściła wzrok.
Westchnęła przeciągle. Miała wrażenie, że jest małą osóbką, którą otacza nieznany jej świat, a którego się boi, chociaż nawet go nie zna.
- To znaczy... Rozumiem, że nie lubisz Daniela, ale... Mogłeś chociaż powiedzieć, że wychodzisz. - dodała cicho, rumieniąc się jeszcze bardziej, aż po uszy.
Travis
Coś w jego oczach błysnęło, gdy dostrzegł jak rumieńce płoną na jej policzkach. Podszedł bliżej Corall. Może i znów prowokował, ale było to bardziej automatyczne niż umyślne.
-Z chęcią ukręciłbym mu głowę, ale to twój... przyjaciel.- Nie chciało mu to przejść przez gardło. Nie mógł ścierpieć faktu, że Daniel kręci się wokół niej z dwóch powodów, ale chwilowo tylko z jednego zdawał sobie sprawę.- Zostawiłem ci kartkę na szafce. Przycisnąłem ją lampką.- Odpowiedział krzyżując ręce na piersi jednocześnie robiąc między nimi większy dystans.- I nie martw się nie podsłuchiwałem was.- Dodał opierając się nonszalancko o szafkę. Przyglądał się jej z ciekawością wymalowaną na twarzy.
-Spytałbym się czego chciał, ale za pewne mi nie odpowiesz, prawda?- spytał. Wiedział, że nie wyda łowcy i pewnie przy okazji siebie. Bardzo chciał by jednak zrezygnowała z zemsty, by powiedziała, że nie ma to sensu, że nie musi się już bać. Jednak zdrowy rozsądek przebijał się przez to wszystko i podpowiadał mu, że wcale nie jest tak kolorowo jakby chciał. Sam nie wiedział na co liczy. Wiedział, że to co robi i myśli jest głupie, ale nie mógł nic na to poradzić. O tak, czuł się bezradny. Jak zawsze zresztą w tej sprawie.
I jak fajnie, że tak często dodajecie :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny tak samo jak poprzednie. Coraz bardziej mnie ciekawi jak to dalej się potoczy, czy Corall zmieni zdanie co do wilkołaków itd ;> I czy tylko ja mam wrażenie, że między nimi po prostu iskrzy? xd
No nic, dziś się nie rozpisuję bo się śpieszę ... Weny ^^