Travis
Pokręcił głową nie odrywając od niej spojrzenia.
-Każdy ma takie wspomnienia.- Odpowiedział bez większego przejęcia.- Ale nie są one tylko i wyłącznie przykre.- Zmniejszył odległość miedzy nimi. Dzieliły ich teraz nic nieznaczące milimetry, a z takiej odległości wyraźnie słyszał bicie jej serca.- Choć każde są skomplikowane.- Dodał nie spuszczając wzroku z blondynki. Nigdy wcześniej nie był tak blisko Corall. Wyraźnie czuł zapach jej malinowego szamponu, widział każdy szczegół jej tęczówek... W tamtym momencie była dla niego idealna pod każdym względem, a całe sfrustrowanie, które czuł do tej pory zmieniło się w nieodpartą chęć bycia jeszcze bliżej niej i akceptacji z jej strony. Stwierdził, że niemal wbrew woli topnieje i staje się uległy. Musnął jej wargi z początku tylko lekko na nie naciskając. Objął ją w tali jedną ręką, a drugą wplótł w jej miękkie włosy tuż nad karkiem. Czuł przyjemne ciepło bijące od jej ciała. Nieco się zdziwił, gdy go nie odepchnęła. Pocałunek przestał być delikatny. W jednej chwili iskra, która zaczęła się przed chwilą w nim tlić zmieniła się w płomień. Nadal słyszał deszcz bijący w okna i świst wiatru, ale nie zwracał na to uwagi, bo zatracił się w szumie własnej krwi płynącej w żyłach, odrzucającym uczuciu nieważkości. Nie myślał o konsekwencjach swojego posunięcia, o tym, że nie powinien, że to źle. Liczył się tylko dotyk jej słodkich warg i świadomość, że nie biła w niego gniewnie pięściami.
Zaskoczył ją. Nawet nie wiedziała, czy było to miłe zaskoczenie, czy nie...
Mimo wszystko odwzajemniła pocałunek, tym razem zaskakując samą siebie. Z początku jej gest był dużo delikatniejszy, bardziej niepewny i z większymi wątpliwościami niż jego. Ciepło jego ciała wzbudzało w niej przyjemne dreszcze, jego obecność sprawiała, że Corall zaczynała zapominać o szalejącej na zewnątrz burzy. Przesunęła dłonie z własnych kolan na jego klatkę piersiową. Zaczynała się przekonywać... Choć w rzeczywistości to co robili było złe i w ogóle nie powinno mieć miejsca... Ale czy to było teraz ważne? Oczywiście, że nie. Dotyk jego warg na swoich ustach był - ku jej zdziwieniu - przyjemny.
Nagle niebo przeszyła błyskawica, tak mocna, że w domu pogasły żarówki. Gdyby otworzyła oczy, w ciemnościach dostrzegłaby jedynie blask złotobrązowych tęczówek Travisa. Wzdrygnęła się mocno, na ułamek sekundy przerywając pocałunek. Z przerażeniem spojrzała chłopakowi w oczy, zaciskając dłoń na jego koszulce. Lekko zaczęła drżeć. Rozsądek zaczął wracać na swoje miejsce... Lecz jego całkowity powrót unicestwił delikatny dotyk dłoni wilkołaka na policzku dziewczyny. Chciała się uspokoić, ale donośny grzmot długo pozostał jej w pamięci. Spokój podczas burzy był mało prawdopodobny, zwłaszcza u niej.
Nie odsuwał się od niej. Czuł na twarzy jej ciepły, nieco przyśpieszony oddech. Czuł drżenie jej dłoni jak i strach bijący od jej kruchego, według niego, ciała. Nadal muskał jej twarz swoimi palcami, które są nieco cieplejsze niż u normalnego człowieka. Wiedział, że się bała. Za każdym razem tak samo reagowała na burze, zdążył to zaobserwować.
-Zostanę, może nie będziesz się tak bała.- Szepnął na chwilę odwracając spojrzenie, ale gdy to zrobił miał wrażenie, że stracił z nią te cienkie połączenie, tak ważny element. Dlatego też szybko znów utkwił w niej swój wzrok. Wyplótł ręce z jej włosów, zsunął je wolno po karku na łopatki. Potem je opuścił i cofnął się o krok. Nie wiedział jak później będzie musiał się zachowywać, co w ogóle sądzić, ale te myśli uderzą w niego z pewnością później. Teraz nie chciał by się bała.
Spojrzała na niego niemal z bólem, gdy się odsunął, ale ostatecznie pokiwała szybko głową. Zamrugała parokrotnie i znowu spuściła wzrok. Dziwnie się czuła... W końcu teoretycznie to on wypłoszył tego zwierza z lasu, a to znaczyło, że przez niego zginęła jej rodzina...
To wspomnienie wystarczyło, by oprzytomniała. Wstrząsnął nią dreszcz dawnych wydarzeń, a ona podniósłszy się z fotela, wyminęła go i ruszyła w kierunku aneksu kuchennego. Tam z lodówki wyjęła butelkę wody mineralnej. Odkręciła ją drżącymi dłońmi i upiła spory łyk chłodnego napoju. Próbując opanować drżenie dłoni, raz jeszcze przerabiała wszystko we własnych myślach. Pocałowała go... Tak łatwo dała się omamić. Ale czy coś niewłaściwego psychicznie, mogło być właściwe fizycznie? Bo według niej tak właśnie było...
Wróciła do salonu i na nowo opadła na fotel.
- Dlaczego wilki mnie szukają? - spytała cicho, podnosząc na niego wzrok. Wiedziała, że gdyby nawiązała rozmową do pocałunku, zapragnęłaby więcej. A teraz nie chce tego robić. - Łowcy to rozumiem, chcą mieć mnie po swojej stronie... Ale dlaczego wy mnie szukacie? - uściśliła.
-Na prawdę chcesz o tym teraz rozmawiać?- Spytał retorycznie, z krótkim jękiem. W sumie to było wygodne ominięcie tematu zajścia, które miało miejsce przed chwilą. On też nie chciał o tym mówić. Westchnął cicho i oparł łokcie na udach. Chwilę zwlekał z odpowiedzią na jej pytanie. To nie jest nic przyjemnego, szczególnie dla niej.
-Niemal każdy wilkołak chce twojej śmierci.- Odpowiedział prosto z mostu.- Widzisz kiedyś ja, moja rodzina, znajomi żyliśmy w tym mieście. Wszystko wyglądało normalnie póki łowcy się do nas nie przyczepili...- Ściągnął brwi przypominając sobie tamte czasy. Był w tedy znacznie młodszy.- Musieliśmy opuścić Monterey. Zresztą nie tyczy się to tylko moich bliskich. Wilkołaków jest coraz mniej, żyjemy ukrywając się z daleka od ludzi, z daleka od wszystkiego... Wilki się boją, o siebie, o swoje dzieci, które nie mogą spokojnie bawić się... Twoja krew umożliwiła by jeszcze szybszą zagładę nas. Gdybym jej spróbował nie tylko ja bym stał się człowiekiem, ale każdy, którego przemieniłem, a co by było gdyby najstarszy z rodu ją wypił?- Wyjaśnił starając się to jej jakoś zobrazować.- Ja nie tylko pilnuję ciebie przed łowcami, ale także chronię przed takimi jak ja, dlatego jestem sam. Żaden wilk nie chce mieć nic do czynienia ze zdrajcą.- Dodał nieco zmęczonym głosem.- Tylko Russell się ode mnie nie odwrócił.- Na wzmiankę o przyjacielu uśmiechnął się lekko. Tak na prawdę nie potrzebował nikogo więcej nawet jeśli czasem tęskno mu za rodziną.
Słuchała go uważnie. A więc jej sytuacja była dużo gorsza niż myślała. Była zagrożeniem dla wilkołaków, dużo większym niż myślała wcześniej...
Chociaż jego słowa zawierały w sobie mnóstwo racji, ona nadal stała na rozdrożu. Jak mogliby wykorzystać ją łowcy, gdyby rzeczywiście była po ich stronie? Co zrobiłyby wilkołaki, gdyby Corall zechciała im jakoś pomóc, o ile to w ogóle możliwe? Dlaczego tylko Travis postawił się przeciwko całemu rodu by ją chronić?
Chciała coś powiedzieć, ale wtedy do pokoju wmaszerował Spark, przeciągając się i ziewając. Dziewczyna zaśmiała się na jego widok i klepiąc bok fotela, pies przybiegł do niej truchtem, kładąc głowę na jej nogach. Pamiętała jak był szczeniakiem - czarną, puchatą kulką, która uwielbiała się tulić, bawić i wszędzie zostawiała ślady w postaci czarnych kłębków sierści. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. A więc jej tragedia miała wesołe strony... Nie mogłaby mieć psa, gdyby jej rodzina żyła. Prostym tego powodem była alergia jej siostry.
- A ty? Chronisz mnie i pilnujesz, ale nie masz odruchu, by mnie zabić... Dlaczego? - spytała kierowana ciekawością. Uspokajająco głaskała owczarka po głowie.
Przyglądał się psu i jednocześnie Corall. Czy nie miał takiego odruchu? Wiele razy wahał się i zastanawiał, czy dobrze postępuje, czy może jednak zrobić to co musiał dla dobra wilkołaków. Jednak za każdym razem, gdy był bliski skrzywdzenia jej działo się to co pięć lat temu na drodze. Nie mógł tego zrobić.
-Wiele razy się łamałem, ale... Wcześniej sądziłem, że nie potrafię zabić dziecka, ale z czasem... Sam nie wiem jak to wytłumaczyć.- Odpowiedział wzruszając ramieniem. Istniało jeszcze jedno prawdopodobne wytłumaczenie, ale nawet on w tedy na to nie wpadł. Przejechał palcami po bliźnie. Nigdy wcześniej nie pomyślał, że los może zgotować takie bagno.
Corall
Zaskoczył ją. Nawet nie wiedziała, czy było to miłe zaskoczenie, czy nie...
Mimo wszystko odwzajemniła pocałunek, tym razem zaskakując samą siebie. Z początku jej gest był dużo delikatniejszy, bardziej niepewny i z większymi wątpliwościami niż jego. Ciepło jego ciała wzbudzało w niej przyjemne dreszcze, jego obecność sprawiała, że Corall zaczynała zapominać o szalejącej na zewnątrz burzy. Przesunęła dłonie z własnych kolan na jego klatkę piersiową. Zaczynała się przekonywać... Choć w rzeczywistości to co robili było złe i w ogóle nie powinno mieć miejsca... Ale czy to było teraz ważne? Oczywiście, że nie. Dotyk jego warg na swoich ustach był - ku jej zdziwieniu - przyjemny.
Nagle niebo przeszyła błyskawica, tak mocna, że w domu pogasły żarówki. Gdyby otworzyła oczy, w ciemnościach dostrzegłaby jedynie blask złotobrązowych tęczówek Travisa. Wzdrygnęła się mocno, na ułamek sekundy przerywając pocałunek. Z przerażeniem spojrzała chłopakowi w oczy, zaciskając dłoń na jego koszulce. Lekko zaczęła drżeć. Rozsądek zaczął wracać na swoje miejsce... Lecz jego całkowity powrót unicestwił delikatny dotyk dłoni wilkołaka na policzku dziewczyny. Chciała się uspokoić, ale donośny grzmot długo pozostał jej w pamięci. Spokój podczas burzy był mało prawdopodobny, zwłaszcza u niej.
Travis
Nie odsuwał się od niej. Czuł na twarzy jej ciepły, nieco przyśpieszony oddech. Czuł drżenie jej dłoni jak i strach bijący od jej kruchego, według niego, ciała. Nadal muskał jej twarz swoimi palcami, które są nieco cieplejsze niż u normalnego człowieka. Wiedział, że się bała. Za każdym razem tak samo reagowała na burze, zdążył to zaobserwować.
-Zostanę, może nie będziesz się tak bała.- Szepnął na chwilę odwracając spojrzenie, ale gdy to zrobił miał wrażenie, że stracił z nią te cienkie połączenie, tak ważny element. Dlatego też szybko znów utkwił w niej swój wzrok. Wyplótł ręce z jej włosów, zsunął je wolno po karku na łopatki. Potem je opuścił i cofnął się o krok. Nie wiedział jak później będzie musiał się zachowywać, co w ogóle sądzić, ale te myśli uderzą w niego z pewnością później. Teraz nie chciał by się bała.
Corall
Spojrzała na niego niemal z bólem, gdy się odsunął, ale ostatecznie pokiwała szybko głową. Zamrugała parokrotnie i znowu spuściła wzrok. Dziwnie się czuła... W końcu teoretycznie to on wypłoszył tego zwierza z lasu, a to znaczyło, że przez niego zginęła jej rodzina...
To wspomnienie wystarczyło, by oprzytomniała. Wstrząsnął nią dreszcz dawnych wydarzeń, a ona podniósłszy się z fotela, wyminęła go i ruszyła w kierunku aneksu kuchennego. Tam z lodówki wyjęła butelkę wody mineralnej. Odkręciła ją drżącymi dłońmi i upiła spory łyk chłodnego napoju. Próbując opanować drżenie dłoni, raz jeszcze przerabiała wszystko we własnych myślach. Pocałowała go... Tak łatwo dała się omamić. Ale czy coś niewłaściwego psychicznie, mogło być właściwe fizycznie? Bo według niej tak właśnie było...
Wróciła do salonu i na nowo opadła na fotel.
- Dlaczego wilki mnie szukają? - spytała cicho, podnosząc na niego wzrok. Wiedziała, że gdyby nawiązała rozmową do pocałunku, zapragnęłaby więcej. A teraz nie chce tego robić. - Łowcy to rozumiem, chcą mieć mnie po swojej stronie... Ale dlaczego wy mnie szukacie? - uściśliła.
Travis
-Na prawdę chcesz o tym teraz rozmawiać?- Spytał retorycznie, z krótkim jękiem. W sumie to było wygodne ominięcie tematu zajścia, które miało miejsce przed chwilą. On też nie chciał o tym mówić. Westchnął cicho i oparł łokcie na udach. Chwilę zwlekał z odpowiedzią na jej pytanie. To nie jest nic przyjemnego, szczególnie dla niej.
-Niemal każdy wilkołak chce twojej śmierci.- Odpowiedział prosto z mostu.- Widzisz kiedyś ja, moja rodzina, znajomi żyliśmy w tym mieście. Wszystko wyglądało normalnie póki łowcy się do nas nie przyczepili...- Ściągnął brwi przypominając sobie tamte czasy. Był w tedy znacznie młodszy.- Musieliśmy opuścić Monterey. Zresztą nie tyczy się to tylko moich bliskich. Wilkołaków jest coraz mniej, żyjemy ukrywając się z daleka od ludzi, z daleka od wszystkiego... Wilki się boją, o siebie, o swoje dzieci, które nie mogą spokojnie bawić się... Twoja krew umożliwiła by jeszcze szybszą zagładę nas. Gdybym jej spróbował nie tylko ja bym stał się człowiekiem, ale każdy, którego przemieniłem, a co by było gdyby najstarszy z rodu ją wypił?- Wyjaśnił starając się to jej jakoś zobrazować.- Ja nie tylko pilnuję ciebie przed łowcami, ale także chronię przed takimi jak ja, dlatego jestem sam. Żaden wilk nie chce mieć nic do czynienia ze zdrajcą.- Dodał nieco zmęczonym głosem.- Tylko Russell się ode mnie nie odwrócił.- Na wzmiankę o przyjacielu uśmiechnął się lekko. Tak na prawdę nie potrzebował nikogo więcej nawet jeśli czasem tęskno mu za rodziną.
Corall
Słuchała go uważnie. A więc jej sytuacja była dużo gorsza niż myślała. Była zagrożeniem dla wilkołaków, dużo większym niż myślała wcześniej...
Chociaż jego słowa zawierały w sobie mnóstwo racji, ona nadal stała na rozdrożu. Jak mogliby wykorzystać ją łowcy, gdyby rzeczywiście była po ich stronie? Co zrobiłyby wilkołaki, gdyby Corall zechciała im jakoś pomóc, o ile to w ogóle możliwe? Dlaczego tylko Travis postawił się przeciwko całemu rodu by ją chronić?
Chciała coś powiedzieć, ale wtedy do pokoju wmaszerował Spark, przeciągając się i ziewając. Dziewczyna zaśmiała się na jego widok i klepiąc bok fotela, pies przybiegł do niej truchtem, kładąc głowę na jej nogach. Pamiętała jak był szczeniakiem - czarną, puchatą kulką, która uwielbiała się tulić, bawić i wszędzie zostawiała ślady w postaci czarnych kłębków sierści. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. A więc jej tragedia miała wesołe strony... Nie mogłaby mieć psa, gdyby jej rodzina żyła. Prostym tego powodem była alergia jej siostry.
- A ty? Chronisz mnie i pilnujesz, ale nie masz odruchu, by mnie zabić... Dlaczego? - spytała kierowana ciekawością. Uspokajająco głaskała owczarka po głowie.
Travis
Przyglądał się psu i jednocześnie Corall. Czy nie miał takiego odruchu? Wiele razy wahał się i zastanawiał, czy dobrze postępuje, czy może jednak zrobić to co musiał dla dobra wilkołaków. Jednak za każdym razem, gdy był bliski skrzywdzenia jej działo się to co pięć lat temu na drodze. Nie mógł tego zrobić.
-Wiele razy się łamałem, ale... Wcześniej sądziłem, że nie potrafię zabić dziecka, ale z czasem... Sam nie wiem jak to wytłumaczyć.- Odpowiedział wzruszając ramieniem. Istniało jeszcze jedno prawdopodobne wytłumaczenie, ale nawet on w tedy na to nie wpadł. Przejechał palcami po bliźnie. Nigdy wcześniej nie pomyślał, że los może zgotować takie bagno.
Heloł ;D
OdpowiedzUsuńJak miło, że kolejna część pojawiła się tak szybko :D
Dziś jednak zacznę od wytknięcia jednego błędu, który rzucił mi się w oczy (buahahaha ja zły): "Chciała się uspokoić, ale donośny grzmot długo pozostał jej w pamięci na dość długi czas." To pogrubione nie jest tam potrzebne, bo się powtarza praktycznie to samo w jednym zdaniu i nie fajnie to się czyta ;)
Przechodząc do lepszej części, rozdział świetny, a początek czytałem chyba z parę razy nie dowierzając. Niby o tym pomyślałem po poprzednim rozdziale, ale się tego nie spodziewałem xD To było takie sweet, oh i ah i tęcza, ale przede wszystkim świetnie to opisałyście ;) No i cała reszta też jest bardzo dobra, serio macie talent ;>
Weny moje panie <3
Z gory sorki za bledy, ale sobie z tel komentuje ;)
OdpowiedzUsuńRozdzial na prawde przyjemny no i przede wszystkim zaskakujacy! Tego pocalunku wlasnie chcialam, ale bylam pewna, ze go nam nie dacie, a tu taka niespodzianka :D ^^ Hah jakby sie o tym Daniel dowiedzial to by go musialo skrecac od srodka xDD Niezle, niezle <3
Pozdrawiam i czekam na kolejne NN ^^