Daniel
Nie był zadowolony, że dziewczyna poszła do Travisa. Tak samo jak nie był zadowolony, gdy ten przyszedł. A wreszcie miał szansę! Było tak blisko, ale oczywiście musiały zlecieć się wilki...
Kolejnego dnia wybrał się na małe polowanie. Miał zamiar być blisko i w razie czego pomóc Corall - w końcu to o nią toczyła się cała gra. Ona była kluczem, ona mogła im pomóc. Z łukiem w dłoni i kołczanem pełnym strzał na plecach przemierzał spokojnie las. W zasięgu jego wzroku nadal pozostawał spory, ale podniszczony dworek należący do wilkołaka. Kiedy nadarzyła mu się okazja, strzelał w gryzonie, ptaki, niekiedy jak miał szczęście nawet w małe ssaki. Póki co ograniczał się do bycia niezauważalnym, ale i czujnym.
Nie rozumiał jednego. Jak ktoś taki jak Corall mogła im pomóc? Nie była wtajemniczona w świat, w którym oni żyli, nie wiedziała nic, choć powinna. Już dawno powinna była wiedzieć kim jest i kim jest Travis. Jej ojciec o tym wiedział, o losie który odziedziczyła, o starych księgach spoczywających teraz w archiwum. Frederick Green, niegdyś Łowca, teraz nieboszczyk. Od ośmiu lat na "emeryturze", odkąd urodziła się jego druga córka, jednak od pięciu jego osoba to tylko wspomnienie. Daniel go znał i bardzo szanował. Miał jednak te same wady co teraz jego najstarsza córka - dociekliwość i upartość. Jak coś sobie obiecał, tego się trzymał. Jednak nic nie mogli na to poradzić.
Blondynka, która - szczerze powiedziawszy, bo po co się oszukiwać? - zawróciła mu w głowie była niemalże lustrzanym odbiciem ojca. Uparta, sprytna i dociekliwa. Ta ostatnia cecho-zaleta na pewno wzrosła, kiedy dostała tamtą wiadomość. Wysłali ją w złym momencie, mogli zaczekać. Wiedzieli przecież, że miał szansę zostać z nią sam na sam, gdyby dostała ją trochę później, zdążyłby jej wszystko wyjaśnić i przy mnóstwie szczęścia, przenieść na jego stronę. Wtedy z jej pomocą, pozbyliby się wilków z miasta, jeśli nie z całego stanu. Mimo wszystko Travis im przeszkodził, więc plan i tak nie wypalił.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk cichego szczekania, a później otwieranych drzwi. Domyślał się, że Corall dotarła na miejsce, i wzięła ze sobą psa. Bo jak by inaczej? Teraz pozostawało mu tylko czekać.
Po zajściu w domu Corall nie mógł uspokoić swoich nerwów. Całą noc siedział i myślał jak to dalej rozegrać, co zrobić by dziewczyna po rozmowie z nim nie pragnęła zemsty, nie chciała pozbyć się wilków tak jak cała reszta łowców, których poglądów nie pojmował. Wiedział, że od tej rozmowy zależy wiele, a przede wszystkim bezpieczeństwo wilkołaków. W brew pozorom wilki nie chcą żadnej "wojny" z łowcami. To oni zawsze prześladowali, łapali, tępili. Nigdy nie było na odwrót, w końcu zabijanie ludzi nie leży w naturze takich jak Travis, ale widocznie łowcy nie chcą tego pojąć i choć po części zrozumieć położenia wilkołaków, a niektóre z nich wilkołactwo traktują jak klątwę. Travis jednak zaakceptował to, choć widzi za równo plusy jaki minusy bycia kimś innym. Zdawał sobie sprawę, że problem tkwi głównie w postrzeganiu czegoś odmiennego przez ludzi. Jeśli coś jest silniejsze, inne należy się tego pozbyć. Grey miał wiele powodów by nienawidzić łowców i wiele lat wcześniej skupił się na swoim gniewie, ale szybko dostrzegł, że to bez sensu, a dążenie do zemsty przynosi o wiele więcej szkód niż pożytku. Dlatego przystopował, choć niechęć do prześladowców nadal głęboko w nim siedzi, dlatego też tak bardzo nie trawi Daniela. Poza tym jest przekonany, że traktuje ją tylko jak narzędzie, którym można się posłużyć.
Gdy po dworku poniosło się echo pukania do drzwi, Travis przez chwile stał spięty i nie był w stanie wykonać żadnego ruchu, ale świadomość, że Russell jest tuż obok dodawała mu otuchy. Mimo wszystko nie był z tym sam. Otworzył drzwi i bez słowa wpuścił Corall do środka. Przeszedł do salonu, gdzie skinął na kanapę. Sam jednak kilka pierwszych minut krążył po salonie zawieszając spojrzenie na wszystkim tylko nie na blondynce. Nie tylko dla niej była to ciężka rozmowa. W końcu usadowił się na jednym ze skórzanych foteli niemal na przeciwko niej.
-Nie spodziewałem się, że jednak dojdzie kiedyś do tej rozmowy.- Zaczął nabierając powietrza w płuca.- Zdaję sobie sprawę, nawet bardziej niż ty, że to co powiem nie będzie dla ciebie łatwe, ale proszę cię pierwszy i ostatni raz abyś mnie, nas nie oceniała i mimo wszystko dała skończyć.- Podniósł na nią spojrzenie i chwilę po prostu jej się przyglądał.- I... Jest mi przykro, że to wszystko tak się potoczyło.- Westchnął i podniósł się na nogi. Na początku musiał zacząć od tego kim jest. Rozsunął niektóre meble na bok by zrobić sobie miejsce.- Świat nie jest tak prosty jak ci się mogło wydawać. Niektóre baśnie, mity, jak zwał tak zwał są prawdą. Od tysiącleci na ziemi istnieje lud, w których żyłach płynie coś szczególnego. Dar, a dla niektórych klątwa. Z początku mieliśmy chronić siebie wzajemnie, słabszych przed tymi, którzy nas nie tolerowali, ale także przed demonami... Dla siebie jesteśmy po prostu wilkami, a dla zwykłych śmiertelników wilkołakami, choć większość książek nieco nas podkolorowuje.- Dostrzegł, że otwiera usta, ale pokręcił głową. Wziął głębszy oddech i nagle zamiast wysokiego blondyna w salonie stał szary, duży basior o złotych oczach. Spoglądał na nią z nieco zwieszonym łbem. Przymknął na chwile ślepia po czym znów stał w swej ludzkiej formie.- To dopiero początek, więc proszę nie uciekaj, nie zrobię ci krzywdy.- Dodał pośpiesznie. Nadal się denerwował. Nigdy nikomu o tym nie musiał opowiadać, choć wiedział, że dla niej to ta łatwiejsza część układanki.
Słuchała go uważnie, co jakiś czas chwytając jego spojrzenie. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, a kiedy już miała coś powiedzieć, wydać jakąś opinię na ten temat... Jego już nie było. Zamiast niego był wilk. Ogromny stwór, którego obecność najwyraźniej wywołała niepokój Sparka. Musiała jeszcze bardziej skrócić psu smycz, żeby nie rzucił się na... Na kogo właściwie. Kim on wtedy był? Instynktownie myślącym wilkiem czy chłopakiem w ciele stwora, który chodził z nią do klasy?
- Nie posłuchałabym cię i uciekłabym stąd, ale za bardzo zależy mi na odpowiedziach. - mruknęła, oddychając nieco głębiej. Starała się uspokoić i przywrócić spokój zarówno głosu, jak i ducha. Zaraz jednak poszczególne elementy puzzli zaczęły do siebie pasować. - To ty byłeś w lesie. Kiedy się zgubiłam, a później... A później mnie uratowałeś... Chyba. - dodała ciszej. Podała tylko dwa przykłady, a w jej głowie było ich mnóstwo. Dlatego Spark zawsze na niego warczał. Dlatego wtedy pod szkołą, jego oczy na ułamek sekundy stały się złotawe, a potem to samo było w jej domu. Pozostawało jedno pytanie. Dlaczego kiedy odepchnął tamtego wilka, sam jej nie zaatakował?
Zacisnęła dłonie w pięści czując, że z paniki zaczynają drżeć.
- Co ja mam z tym wspólnego? - spytała cicho, ale jej ton głosu był już znacznie inny niż chwilę temu. Teraz był silniejszy, bardziej uparty. - To nie moja sprawa, wy żyjecie swoim życiem, ja żyję swoim. To mnie nie dotyczy. - mówiła, ale po chwili namysłu spojrzała na niego niemal błagalnie. - Nie dotyczy... Prawda? - rzuciła niemalże szeptem. Intuicyjnie czuła, że to dopiero początek, że odpowiedzi jest więcej niż jedna. Że ta historia dopiero się zaczyna. Tyle miała pytań, a nie wiedziała jak dobrać je w słowa.
Spojrzał na nią przepraszająco i pokręcił głową. Była w to bardziej zamieszana niż potrafi sobie wyobrazić. Niestety. Travisa czasem nachodziły myśli czy nie byłoby lepiej także dla niej gdyby zginęła z resztą rodziny. Nie musiała by przez to wszystko przechodzić i być wplątywana w ten jakże pokręcony świat, szczególnie dla zwykłej śmiertelniczki. Wilkołak podszedł do wysokiego regału z książkami i sięgnął jedną, starą księgę. Starł dłonią kurz z jej okładki, a palcami przejechał po tytule. Tutaj było wszystko o wilkach. Odnalazł odpowiedni rozdział i położył księgę na stoliku przed Corall. Pożółkłe strony przedstawiały głównie rysunki wilków, księżyca, rytuały i między innymi człowieka, który dzieli się swoją krwią ze zwierzętami, które po wypiciu jej znów stają się ludźmi.
-W naturze nic nie jest trwałe. Tak jak powstaliśmy, tak można nas zniszczyć. Co sto lat rodzi się dziecko, którego krew można powiedzieć jest lekarstwem na wilkołactwo. Z początku, gdy moi przodkowie to odkryli wtajemniczali takie osoby w nasze życie, a ci którzy pragnęli zwykłego życia wystarczy, że spożyli jedną kroplę. Niestety obok dorastali łowcy, tacy jak Daniel, ci którzy nie tolerowali naszej obecności na świecie. Tępili nas i nadal to robią, ale zapragnęli czegoś więcej. Również odkryli lekarstwo i od tamtej pory wykorzystują je by nas zgładzić raz na zawsze. Między wilkołakami, a łowcami cały czas, od setek lat trwa wyścig i zarazem wojna o to kto pierwszy odszuka człowieka, którego krew może nas pozbawić wilka...- Na chwilę urwał i odwrócił wzrok. Ten temat zawsze wywoływał nieprzyjemne wspomnienia. Potrząsnął głową jakby to mogło odgonić myśli.- My wyczuwamy, gdy ktoś taki się rodzi i instynktownie was szukamy, ale znaleźliśmy błędny sposób na chronienie bliskich. Za każdym razem... zabijamy takich jak ty.- Ostatnie słowa powiedział niemal szeptem.- Gdy miałaś czternaście lat wraz z rodzicami i siostrą jechaliście samochodem. Ten wypadek nie był przypadkiem. Byłem tam ja wraz ze stadem. Zagoniliśmy tego jelenia na ulicę...- Przez chwilę widział to co wtedy się stało. Krzyk, koziołkujący samochód, zapach krwi, benzyny, zgrzyt wyginanego metalu... Domyślał się, że przed jej oczami staje ten sam obraz.- Przeżyłaś jednak ty, a twoja rodzina zginęła. Miałem to dokończyć i cię zabić, ale... gdy cię zobaczyłem, ledwo przytomną, z grymasem bólu na twarzy nie potrafiłem ci nic zrobić. Nie potrafiłem zabić dziecka. Mój ojciec chciał zrobić to za mnie, ale postawiłem się. Obiecałem, że będę cię chronić i ponad swoje życie nie dopuszczę by łowcy mogli zrobić z ciebie narzędzie, którym się posłużą, broń. Zdradziłem swoich, nie mam prawa powrotu, chyba że zrobię to co miałem zrobić, ale nie potrafię i od tamtej pory jestem zawsze obok. Nawet jeśli mnie nie widać.- Teraz powiedział wszystko i jedyne co mógł zrobić to czekać na jej reakcję, a tego bał się chyba najbardziej. Z różnych powodów i nie tylko dlatego, że może teraz polecieć do Daniela i przyłączyć się do nich. Wie, że teraz w jej oczach będzie tylko potworem i nikim więcej. Widział jak dorasta, widział każdą jej porażkę, ale i momenty w których stawała się silniejsza. Mimo wszystko w jakiś sposób jest mu bliska.- Przepraszam Corall.- Dodał cicho.
Przestała słuchać po słowach "zagoniliśmy jelenia na ulicę". Wszystkie wspomnienia wróciły tak nagle, uderzając w nią jak piorunem, że aż zakręciło jej się w głowie. Musiała wesprzeć się o podłokietnik, dłonie jej drżały, a w oczach wolno zbierały się łzy. Poczuła się jakby przeżywała to samo na nowo. Że znów siedzi na tyle auta jej ojca, że Andrea znów śpiewa piosenki z radia, że jej rodzice dyskutują co jest bardziej wiarygodne w nawigacji. Później... Spłoszony jeleń wyskoczył z lasu przed maskę, jej ojciec gwałtownie zahamował, a samochód przewróciwszy się na dach, uderzył bokiem w drzewo. Na jej obojczyku nadal widniała długa blizna w postaci dwóch białych, równoległych kresek odcinających się od jej karnacji. Pamiątka po wżynającym się w ciało pasie bezpieczeństwa, który według lekarzy ją uratował...
Chcąc czy nie, po jego słowach, wiadomość esemesowa, którą dostała, zaczynała mieć sens.
- Przyczyniłeś się do śmierci całej mojej rodziny. Wywracasz cały mój pogląd o świecie do góry nogami. I teraz za to przepraszasz? - podsumowała w końcu, patrząc na niego niemalże oskarżycielsko. - I jeszcze mi powiedz, że oczekujesz wybaczenia i zrozumienia? Zero szans. - rzuciła, po czym kręcąc głową, podniosła się na nogi i ruszyła w kierunku drzwi. Położyła dłoń na klamce, na plecach czuła jego zbolały wzrok. Coś jednak nie pozwalało jej wyjść. Czuła, że nie wie jeszcze wszystkiego. - Dlaczego nikt mi nie powiedział wcześniej? - spytała cichutko, patrząc na niego przez ramię.
Travis
Po zajściu w domu Corall nie mógł uspokoić swoich nerwów. Całą noc siedział i myślał jak to dalej rozegrać, co zrobić by dziewczyna po rozmowie z nim nie pragnęła zemsty, nie chciała pozbyć się wilków tak jak cała reszta łowców, których poglądów nie pojmował. Wiedział, że od tej rozmowy zależy wiele, a przede wszystkim bezpieczeństwo wilkołaków. W brew pozorom wilki nie chcą żadnej "wojny" z łowcami. To oni zawsze prześladowali, łapali, tępili. Nigdy nie było na odwrót, w końcu zabijanie ludzi nie leży w naturze takich jak Travis, ale widocznie łowcy nie chcą tego pojąć i choć po części zrozumieć położenia wilkołaków, a niektóre z nich wilkołactwo traktują jak klątwę. Travis jednak zaakceptował to, choć widzi za równo plusy jaki minusy bycia kimś innym. Zdawał sobie sprawę, że problem tkwi głównie w postrzeganiu czegoś odmiennego przez ludzi. Jeśli coś jest silniejsze, inne należy się tego pozbyć. Grey miał wiele powodów by nienawidzić łowców i wiele lat wcześniej skupił się na swoim gniewie, ale szybko dostrzegł, że to bez sensu, a dążenie do zemsty przynosi o wiele więcej szkód niż pożytku. Dlatego przystopował, choć niechęć do prześladowców nadal głęboko w nim siedzi, dlatego też tak bardzo nie trawi Daniela. Poza tym jest przekonany, że traktuje ją tylko jak narzędzie, którym można się posłużyć.
Gdy po dworku poniosło się echo pukania do drzwi, Travis przez chwile stał spięty i nie był w stanie wykonać żadnego ruchu, ale świadomość, że Russell jest tuż obok dodawała mu otuchy. Mimo wszystko nie był z tym sam. Otworzył drzwi i bez słowa wpuścił Corall do środka. Przeszedł do salonu, gdzie skinął na kanapę. Sam jednak kilka pierwszych minut krążył po salonie zawieszając spojrzenie na wszystkim tylko nie na blondynce. Nie tylko dla niej była to ciężka rozmowa. W końcu usadowił się na jednym ze skórzanych foteli niemal na przeciwko niej.
-Nie spodziewałem się, że jednak dojdzie kiedyś do tej rozmowy.- Zaczął nabierając powietrza w płuca.- Zdaję sobie sprawę, nawet bardziej niż ty, że to co powiem nie będzie dla ciebie łatwe, ale proszę cię pierwszy i ostatni raz abyś mnie, nas nie oceniała i mimo wszystko dała skończyć.- Podniósł na nią spojrzenie i chwilę po prostu jej się przyglądał.- I... Jest mi przykro, że to wszystko tak się potoczyło.- Westchnął i podniósł się na nogi. Na początku musiał zacząć od tego kim jest. Rozsunął niektóre meble na bok by zrobić sobie miejsce.- Świat nie jest tak prosty jak ci się mogło wydawać. Niektóre baśnie, mity, jak zwał tak zwał są prawdą. Od tysiącleci na ziemi istnieje lud, w których żyłach płynie coś szczególnego. Dar, a dla niektórych klątwa. Z początku mieliśmy chronić siebie wzajemnie, słabszych przed tymi, którzy nas nie tolerowali, ale także przed demonami... Dla siebie jesteśmy po prostu wilkami, a dla zwykłych śmiertelników wilkołakami, choć większość książek nieco nas podkolorowuje.- Dostrzegł, że otwiera usta, ale pokręcił głową. Wziął głębszy oddech i nagle zamiast wysokiego blondyna w salonie stał szary, duży basior o złotych oczach. Spoglądał na nią z nieco zwieszonym łbem. Przymknął na chwile ślepia po czym znów stał w swej ludzkiej formie.- To dopiero początek, więc proszę nie uciekaj, nie zrobię ci krzywdy.- Dodał pośpiesznie. Nadal się denerwował. Nigdy nikomu o tym nie musiał opowiadać, choć wiedział, że dla niej to ta łatwiejsza część układanki.
Corall
Słuchała go uważnie, co jakiś czas chwytając jego spojrzenie. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, a kiedy już miała coś powiedzieć, wydać jakąś opinię na ten temat... Jego już nie było. Zamiast niego był wilk. Ogromny stwór, którego obecność najwyraźniej wywołała niepokój Sparka. Musiała jeszcze bardziej skrócić psu smycz, żeby nie rzucił się na... Na kogo właściwie. Kim on wtedy był? Instynktownie myślącym wilkiem czy chłopakiem w ciele stwora, który chodził z nią do klasy?
- Nie posłuchałabym cię i uciekłabym stąd, ale za bardzo zależy mi na odpowiedziach. - mruknęła, oddychając nieco głębiej. Starała się uspokoić i przywrócić spokój zarówno głosu, jak i ducha. Zaraz jednak poszczególne elementy puzzli zaczęły do siebie pasować. - To ty byłeś w lesie. Kiedy się zgubiłam, a później... A później mnie uratowałeś... Chyba. - dodała ciszej. Podała tylko dwa przykłady, a w jej głowie było ich mnóstwo. Dlatego Spark zawsze na niego warczał. Dlatego wtedy pod szkołą, jego oczy na ułamek sekundy stały się złotawe, a potem to samo było w jej domu. Pozostawało jedno pytanie. Dlaczego kiedy odepchnął tamtego wilka, sam jej nie zaatakował?
Zacisnęła dłonie w pięści czując, że z paniki zaczynają drżeć.
- Co ja mam z tym wspólnego? - spytała cicho, ale jej ton głosu był już znacznie inny niż chwilę temu. Teraz był silniejszy, bardziej uparty. - To nie moja sprawa, wy żyjecie swoim życiem, ja żyję swoim. To mnie nie dotyczy. - mówiła, ale po chwili namysłu spojrzała na niego niemal błagalnie. - Nie dotyczy... Prawda? - rzuciła niemalże szeptem. Intuicyjnie czuła, że to dopiero początek, że odpowiedzi jest więcej niż jedna. Że ta historia dopiero się zaczyna. Tyle miała pytań, a nie wiedziała jak dobrać je w słowa.
Travis
Spojrzał na nią przepraszająco i pokręcił głową. Była w to bardziej zamieszana niż potrafi sobie wyobrazić. Niestety. Travisa czasem nachodziły myśli czy nie byłoby lepiej także dla niej gdyby zginęła z resztą rodziny. Nie musiała by przez to wszystko przechodzić i być wplątywana w ten jakże pokręcony świat, szczególnie dla zwykłej śmiertelniczki. Wilkołak podszedł do wysokiego regału z książkami i sięgnął jedną, starą księgę. Starł dłonią kurz z jej okładki, a palcami przejechał po tytule. Tutaj było wszystko o wilkach. Odnalazł odpowiedni rozdział i położył księgę na stoliku przed Corall. Pożółkłe strony przedstawiały głównie rysunki wilków, księżyca, rytuały i między innymi człowieka, który dzieli się swoją krwią ze zwierzętami, które po wypiciu jej znów stają się ludźmi.
-W naturze nic nie jest trwałe. Tak jak powstaliśmy, tak można nas zniszczyć. Co sto lat rodzi się dziecko, którego krew można powiedzieć jest lekarstwem na wilkołactwo. Z początku, gdy moi przodkowie to odkryli wtajemniczali takie osoby w nasze życie, a ci którzy pragnęli zwykłego życia wystarczy, że spożyli jedną kroplę. Niestety obok dorastali łowcy, tacy jak Daniel, ci którzy nie tolerowali naszej obecności na świecie. Tępili nas i nadal to robią, ale zapragnęli czegoś więcej. Również odkryli lekarstwo i od tamtej pory wykorzystują je by nas zgładzić raz na zawsze. Między wilkołakami, a łowcami cały czas, od setek lat trwa wyścig i zarazem wojna o to kto pierwszy odszuka człowieka, którego krew może nas pozbawić wilka...- Na chwilę urwał i odwrócił wzrok. Ten temat zawsze wywoływał nieprzyjemne wspomnienia. Potrząsnął głową jakby to mogło odgonić myśli.- My wyczuwamy, gdy ktoś taki się rodzi i instynktownie was szukamy, ale znaleźliśmy błędny sposób na chronienie bliskich. Za każdym razem... zabijamy takich jak ty.- Ostatnie słowa powiedział niemal szeptem.- Gdy miałaś czternaście lat wraz z rodzicami i siostrą jechaliście samochodem. Ten wypadek nie był przypadkiem. Byłem tam ja wraz ze stadem. Zagoniliśmy tego jelenia na ulicę...- Przez chwilę widział to co wtedy się stało. Krzyk, koziołkujący samochód, zapach krwi, benzyny, zgrzyt wyginanego metalu... Domyślał się, że przed jej oczami staje ten sam obraz.- Przeżyłaś jednak ty, a twoja rodzina zginęła. Miałem to dokończyć i cię zabić, ale... gdy cię zobaczyłem, ledwo przytomną, z grymasem bólu na twarzy nie potrafiłem ci nic zrobić. Nie potrafiłem zabić dziecka. Mój ojciec chciał zrobić to za mnie, ale postawiłem się. Obiecałem, że będę cię chronić i ponad swoje życie nie dopuszczę by łowcy mogli zrobić z ciebie narzędzie, którym się posłużą, broń. Zdradziłem swoich, nie mam prawa powrotu, chyba że zrobię to co miałem zrobić, ale nie potrafię i od tamtej pory jestem zawsze obok. Nawet jeśli mnie nie widać.- Teraz powiedział wszystko i jedyne co mógł zrobić to czekać na jej reakcję, a tego bał się chyba najbardziej. Z różnych powodów i nie tylko dlatego, że może teraz polecieć do Daniela i przyłączyć się do nich. Wie, że teraz w jej oczach będzie tylko potworem i nikim więcej. Widział jak dorasta, widział każdą jej porażkę, ale i momenty w których stawała się silniejsza. Mimo wszystko w jakiś sposób jest mu bliska.- Przepraszam Corall.- Dodał cicho.
Corall
Przestała słuchać po słowach "zagoniliśmy jelenia na ulicę". Wszystkie wspomnienia wróciły tak nagle, uderzając w nią jak piorunem, że aż zakręciło jej się w głowie. Musiała wesprzeć się o podłokietnik, dłonie jej drżały, a w oczach wolno zbierały się łzy. Poczuła się jakby przeżywała to samo na nowo. Że znów siedzi na tyle auta jej ojca, że Andrea znów śpiewa piosenki z radia, że jej rodzice dyskutują co jest bardziej wiarygodne w nawigacji. Później... Spłoszony jeleń wyskoczył z lasu przed maskę, jej ojciec gwałtownie zahamował, a samochód przewróciwszy się na dach, uderzył bokiem w drzewo. Na jej obojczyku nadal widniała długa blizna w postaci dwóch białych, równoległych kresek odcinających się od jej karnacji. Pamiątka po wżynającym się w ciało pasie bezpieczeństwa, który według lekarzy ją uratował...
Chcąc czy nie, po jego słowach, wiadomość esemesowa, którą dostała, zaczynała mieć sens.
- Przyczyniłeś się do śmierci całej mojej rodziny. Wywracasz cały mój pogląd o świecie do góry nogami. I teraz za to przepraszasz? - podsumowała w końcu, patrząc na niego niemalże oskarżycielsko. - I jeszcze mi powiedz, że oczekujesz wybaczenia i zrozumienia? Zero szans. - rzuciła, po czym kręcąc głową, podniosła się na nogi i ruszyła w kierunku drzwi. Położyła dłoń na klamce, na plecach czuła jego zbolały wzrok. Coś jednak nie pozwalało jej wyjść. Czuła, że nie wie jeszcze wszystkiego. - Dlaczego nikt mi nie powiedział wcześniej? - spytała cichutko, patrząc na niego przez ramię.
Super! Wreszcie coś sie wyjaśniło. Pisx dalej. Dużo. Szybko :D
OdpowiedzUsuńA więc to ja! Przybywam wreszcie zostawić komentarz. Wybaczcie, że nie będzie on składny, bo ja nie jestem do końca trzeźwa, ale chciałabym wreszcie skomentować. Dziś pokrótce.
OdpowiedzUsuńCałe opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, pięknie wymyślone od początku do końca. Od mojej ulubionej postaci Haven, po kamień numer 3 ;) Jeśli łapiecie o co chodzi.
Czemu akurat Hav? Jest taka pozytywnie szurnięta, a właśnie podobne postaci przemawiają do mnie najgłośniej. Zaraz po niej pokochałam Corall i Rusella. I znów, czemu nie Travis? Nie lubię go. Niby jest tam postacią pozytywną, jednak kiedy coś idzie nie po jego myśli mnie to bawi. Hihiihi, jestem wredną suczą wietnamską, alenożycie. Nie lubię kolesia który użycza mu twarzy i tak jakoś wyszło.
Co dalej...
Zapytam.
Czy WSZYSTKO, od początku do końca jest autorskie?
Jeśli tak to gratuluję, piszę już trzecią część książki, ale nadal nie mam odwagi, aby ją opublikować i siedzę w fanfickach. Brawo dla wyobraźni. Kłaniam się do stóp.
Najbardziej chyba intryguje mnie udział Cor w tym wszystkim. No właśnie, co dalej?!
Czekam na rozdział kolejny. Choć nie powiem dziwnie mi się będzie czytało nie ze zrywu tylko raz na jakiś czas, ale cóż.
Pozdrawiam serdecznie, przepraszam za nieogar i zapraszam na rozdział II
http://darkness-of-the-soul.blogspot.com/
xx
@YourLittleBoo1