piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział dwudziesty piąty

Travis

Po trzech godzinach jazdy byli już daleko za jakąkolwiek cywilizacją. Droga była zaniedbana, a wszędzie wokół był gęsty las i wzniesienia. Skręcił w leśną drogę, którą jechali pół godziny, aż pojawił się drewniany szlaban. Zaparkował samochód obok czterech innych.
-Dalej idziemy pieszo, ale to tylko dziesięć minut.- Oznajmił po czym wysiadł z samochodu. Zaciągnął się świeżym powietrzem. Przez drzewa już było widać zarys drewnianych domków, przyczep campingowych... Później pojawią się także namioty. Sporo przejezdnych się tutaj zatrzymuje lub tych, którym nic więcej niż rodzina, lub nawet nie, nie zostało. Każdy wyciągnął swoją torbę po czym zamknął auto i ruszyli ścieżką w stronę obozu jak zwykł nazywać to miejsce. Jeden plus, że to prywatna ziemia i nikt niezaproszony nie może tutaj wejść, a bynajmniej teoretycznie tak jest. On już słyszał głosy i różne inne dźwięki dochodzące z celu ich podróży. 
Tak jak powiedział, po dziesięciu minutach wyłonili się z lasu. Wokół stało pełno drewnianych domków, które stawiali za pomocą własnych sił, duże namioty i zagospodarowane przyczepy campingowe. Każdy radzi sobie jak potrafi. Luzem wokół chodziły konie, które tylko podczas pełni są zamykane w prowizorycznej stajni, aby nic im się nie stało. Szczekały też psy i na pewno gdzieś można znaleźć koty. Wszystko to było umiejscowione na dużej polanie, obok niezbyt wartkiej rzeki. Wszędzie kręciły się dzieciaki, które bawiły się ze sobą, śmiały i ganiały całkowicie przyzwyczajone już do tego miejsca. Dorośli, którzy pochłonięci byli swoimi zajęciami i także wilki, które zapewne patrolowały przed chwilą granice obozu. 
-Witaj w naszym domu.- Powiedział niezbyt głośno. Kilka par oczu już skierowała się na nich. Jedni patrzyli na nich z ciekawością inni z niepewnością. Dostrzegł, że jakaś kobieta zabrała swoje dziecko do domu. Jedna dziesięcioletnia dziewczynka podbiegła do Travisa i rzuciła się na niego śmiejąc radośnie.
-Wujek Travis!- Krzyknęła tuląc się do blondyna, a w tym samym czasie więcej mieszkańców zaczęło przyglądać się przybyszom.
-Cześć Kate.- Okręcił się z nią wokół własnej osi po czym postawił na ziemi i poczochrał jej brązowe włosy.- Pamiętasz Russella, a to jest... moja znajoma Corall.- Dziewczynka ochoczo przywitała się z pozostałą dwójką po czym zniknęła im z oczu. Travis spojrzał tylko na Corall i ruszył dalej odwzajemniając każde jedno spojrzenie, które mu posyłano. Najpierw jednak, nim zrobią cokolwiek innego muszą spotkać się z jego ojcem.

Corall

Milczała dopóki nie dotarli na miejsce. Dopiero wtedy zobaczyła cel ich podróży i nie mogła wyjść z podziwu. Wszystko było ładnie utrzymane, a oni... Wyglądali normalnie. Oprócz wilków, które patrolowały granice, a teraz niektóre skupiły na nich wzrok. Chociaż domyślała się, że to pewnie ona była głównym powodem ich ostrożności i niepokoju.
Uśmiechnęła się lekko widząc brunetkę tulącą się do Travisa. To wyglądało tak normalnie! Już na starcie widziała, że łowcy oceniali wilki bardzo nie sprawiedliwie. Żyli jak normalni ludzie, tylko podczas pełni byli inni. Rozglądała się na wpół z zaciekawieniem, na wpół z niepewnością. Nie wiedziała jak się zachować, żeby nie musieli się jej bać. Czy wilki czują emocje innych? Bo jeśli tak to chyba nie powinna być niepewna, dla własnego dobra... Ale mimo wszystko nie mogła się tego wyzbyć.
Widok bawiących się dzieci wywoływał u niej uśmiech. Nie tylko dlatego, że wyglądało to niezwykle uroczo, ale też dlatego, że niektóre z nich przypominały jej Andreę. Wiedziała, że wiekowo może nie pasowały, bo Andrea była młodsza od niektórych z nich.
Szła tuż obok Travisa, a parę kroków za nimi szedł Russell. Nie chciała się zgubić, dlatego trzymała się blisko niego. W końcu to on znał to miejsce lepiej, ona tu nie była.
Ale jej ojciec był...

Travis

W spokoju i ciszy doszli do niedużego domu zrobionego z jasnego drewna. Travis przystanął przed wejściem i wziął głęboki oddech.
-Nie panikuj. Będzie dobrze.- Usłyszał za plecami i poczuł dłoń Russella na ramieniu. Pokiwał głową i spojrzał na Corall.
-Cokolwiek będzie się działo nie reaguj i nie odzywaj się póki cię o coś nie spytają.- Poinstruował po czym pchnął drewniane drzwi na których wyryta była głowa wilka. Wszedł do ciepłego wnętrza, gdzie czuł znajomy zapach. Uśmiechnął się spoglądając na ścianę, na której wisiało pełno zdjęć. Jego rodziny oraz najbliższych znajomych. Zatrzymał się przy nich na dłuższą chwilę i uśmiechnął się.
-Travis?- Usłyszał tak znajomy i bliski sobie głos. Odwrócił się w stronę korytarza. Kąciki ust zadrżały mu, gdy dostrzegł jasnowłosą kobietę po czterdziestce. A bynajmniej na tyle wyglądającą. Kobieta podeszła do blondyna i zagarnęła go w swoje ramiona.- Minęło tyle czasu. Tęskniliśmy.- Powiedziała cicho łamiącym się głosem. Odwzajemnił uścisk.
-Ojciec też?- Spytał na co Shailene odsunęła się kawałek.
-Macie wiele do wyjaśnienia. Musicie ze sobą porozmawiać.- Odpowiedziała uśmiechając się ciepło.
-Czyli nie.- Mruknął.- Chciałem ci przedstawić Corall, bo Russella dobrze znasz.- Powiedział stając obok dziewczyny. Kobieta zmierzyła ją spojrzeniem i nieznacznie się uśmiechnęła.
-A więc ty jesteś powodem dla którego pokłócili się moi panowie.- Wyciągnęła do niej dłoń.- Shailene.- Przedstawiła się. Travis doskonale wiedział, że to nie jego matka jest problemem, a najcięższym orzechem do zgryzienia okaże się jego ojciec. Jednak jeśli chcą tutaj zostać muszą mieć jego zgodę.- Chodźcie.- Przeszli do przestronnego salonu, który urządzony był skromnie, ale mimo to przytulnie.
-Travis.- Mruknął ciemnowłosy mężczyzna siedzący na jednym z foteli.
-Ojcze.- Odparł dość powściągliwie.- Chciałem...- jednak nie dane było mu skończyć. Zacisnął zęby i czekał na to co powie wilkołak. Zdawał sobie sprawę, że to nie będzie nic miłego.
-Wiem czego oczekujesz... Przyprowadziłeś do naszego domu jednego z naszych wrogów, sam łamiąc moje polecenie. Wiesz co powinieneś uczynić by móc tutaj wrócić.- Powiedział chłodno jego ojciec nawet nie patrząc na przybyłych.
-Dobrze wiesz, że tego nie zrobię, a Corall nie jest jak oni, nie osądza po pozorach. Nie rozumiesz, że to szansa na to by było jak dawniej?- Starał się by jego głos brzmiał spokojnie, ale czuł, że wdarła się do niego nuta zdenerwowania.
-Czy ty nie słyszysz jak niedorzecznie to brzmi?!- Uniósł się.
-Niedorzecznie brzmisz ty, ciągle od tylu lat.- Odparł z uporem na co mężczyzna poderwał się z fotela i stanął przed nim. Dało się słyszeć warkot, który posłał synowi.
-Corall ma prawo nas poznać i zdecydować, czy zrobi słusznie zostając z nami, czy pomagając łowcą. Dobrze wiesz jaka jest historia...- Znów mu przerwano.
-Nie wspominaj mi tutaj historii smarkaczu.- Odparł chłodno.
-Uspokójcie się.- Nagle w pomieszczeniu znalazł się starszy mężczyzna o siwych włosach i zmarszczkach na twarzy.- Kłótnie nikomu nie pomagały i nie pomogą. Harry sądzę, że ta młoda dama jest pierwszym krokiem by znów zapanował spokój w naszych progach. Pozwól mi wspomnieć historię synu. Przed laty każdy z nas miał prawo wyboru, którą ścieżką chce podążać, odebrano nam ten wybór... Czy twoi ludzie mają czuć się więźniami samych siebie?- Spytał, ale po chwili ciągnął dalej.- Znałem jej ojca i wiem, że w jej żyłach płynie rozwaga i kwestią czasu jest nim pokaże nam swój jasny umysł. Może to także okazja byśmy my wyciągnęli dłoń w stronę ludzi, a nie unosili się dumą.- Dokończył po czym opuścił salon. Travis uśmiechem odprowadził krewnego po czym przeniósł wzrok na ojca.
-Niech będzie, ale jeśli zrobi coś co zagrozi naszemu domowi nikt z nas nie będzie się wahał.- Odparł po cym również opuścił pomieszczenie, a za nim matka Travisa. Blondyn wypuścił głośno powietrze z płuc.
-Zawsze mogło być gorzej.- Podsumował Russell.

Corall

Przysłuchiwała się kłótni, jednocześnie kuląc się lekko pod każdym ostrzejszym słowem. Miała nie reagować, ale nie umiała. Wiedziała, że to ona jest powodem sporu między ojcem, a synem. Źle się z tym czuła.
Milczała, kiedy w pomieszczeniu została tylko ich trójka. Nie wiedziała co powinna powiedzieć, dlatego też siedziała cicho. Czyżby mężczyzna, który przerwał kłótnię, był dziadkiem Travisa? Na to wskazywałby fakt, iż znał jej ojca. Wszyscy mówili, że była do niego podobna z wyglądu, ale charakter miała po mamie. Nigdy nie potrafiła być rozważna i realistyczna jak on. Była bardziej nerwowa, wrażliwa i uparta po matce. Za to oczy miała po nim. Po Frederick'u Green.
Zagryzła dolną wargę, po czym westchnęła przeciągle.
- Więc co teraz? - spytała w końcu cichutko. Nerwowo zacisnęła dłoń na pasku swojej torby, przestępując z nogi na nogę. Czuła się trochę niepewnie, jakby stale ktoś ją obserwował.

Travis

-Pokażę ci pokój, możemy się przejść, a wieczorem jest ognisko.- Odpowiedział z uśmiechem. Ognisko. tak dawno to widział. Cóż u wilkołaków ogniska to wręcz rytuał, który na pewno spodoba się Corall.
-Pójdę do mich staruszków.- Stwierdził Russell po czym ulotnił się z domu.
-Cóż, teraz jesteś skazana tylko na mnie. Chodź.- Poprowadził ją korytarzem do schodów mijając niewielką kuchnię. Na pietrze wszedł wszedł do sypialni po prawo, która stała pusta. Pokój także był skromnie urządzony, ale wszystko co potrzebne znajdowało się w środku.- Łazienka jest na końcu korytarza.- Poinstruował. Z jednej strony czuł się bardzo dobrze będąc znów w domu, ale z drugiej strony czuł się nieswojo i nie wiedział dlaczego.- To nie hotel pięciogwiazdkowy, ale mam nadzieję, że nie będzie ci źle.- Dodał podchodząc do okna. Wyjrzał na zewnątrz na rozpościerający się wokół las. 

Corall

Rozejrzała się po pokoju. Rzeczywiście, nie był wielki, ale przytulny i dobrze utrzymany. Było łóżko, poduszka i kołdra, czyli wszystko czego jej potrzeba do szczęścia. Mimo wszystko przeniosła wzrok na Travisa. Położyła torbę na podłodze koło drzwi i podeszła bliżej.
- Może to wyda się dziwne, ale... Czuję się trochę winna. W końcu to z mojego powodu masz na pieńku z ojcem. - powiedziała cicho, po czym zaśmiała się. - Jakkolwiek to nie brzmi. - dodała z rozbawieniem. Gdyby nie sytuacja, jej słowa mogłyby zostać zrozumiane źle, albo przynajmniej nie na miejscu.
- Dlaczego tak się na ciebie uniósł? Aż tak mu na tym zależało? - spytała, spoglądając się na niego. Ona chyba nigdy nie kłóciła się z rodzicami, a przynajmniej nie aż tak. Zawsze próbowała być wobec nich szczera i nic nie ukrywać. - Ale jeśli nie chcesz o tym mówić, w porządku. - dorzuciła szybko, wzruszając ramieniem. Zrozumiałaby, gdyby nie odpowiedział. Prawdę mówiąc nawet nie czekała na odpowiedź.

Travis

-Mogę o tym mówić.- Odpowiedział jednak nie odwracał oczu od lasu za oknem.- Owszem zależało, ale nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o ciebie. Nie jest tylko moim ojcem, ale jest także alfą, musimy go słuchać, a w szczególności po przemianie, gdy jesteśmy stadem, jednością z liderem na czele. Zlekceważyłem jego polecenie, a to jest jednoznaczne, albo z wyzwaniem, albo z wyłamaniem. Zaraz po wypadku walczyliśmy, to przez niego mam tę bliznę.-Przesunął palcami po ramieniu.- Poza tym wybrałem ciebie, a nie rodzinę. Nie może tego pojąć. U nas wszystko wygląda zupełnie inaczej niż w zwykłych, ludzkich rodzinach.- Wyjaśnił.- Łowcy zabili też moją siostrę, ale to ja naraziłem ją na niebezpieczeństwo. Była młoda, miałem się nią opiekować, teraz jest martwa, a mój ojciec ma do mnie o to żal.- Dodał w końcu przenosząc na nią wzrok.- Ale nie przejmuj się tym. Kiedyś odpuści.- Powiedział, choć sam do końca w to nie wierzył. Tak na prawdę jego ojciec nigdy nie odpuszczał, a przede wszystkim nie lubi, gdy coś dzieje się nie po jego myśli.
-Jeśli będziesz chciała mój dziadek może ci dać przeczytać dzienniki twojego ojca.- Zaproponował. Z nich także wiele mogła się dowiedzieć, nie tylko o wilkołakach, ale także właśnie o ojcu.

Corall

Pokiwała wolno głową.
- Rozumiem... - powiedziała cicho. Przeczesała dłońmi włosy, po czym opadła na łóżko. Oparłszy łokcie na kolanach, bawiła się palcami. - Rozumiem też, że mój powrót do Daniela zranił cię. - dodała, spoglądając na niego z ukosa. - Wiem, bo było to widać. Mimo wszystko... - urwała. Zagryzła wargę i odwróciła wzrok. Po co zaczęła ten temat? Otworzyła usta, by wydobyć z siebie słowa. Zamknęła je jednak szybko. I tak parę razy, aż wreszcie nabrała powietrza w płuca. - Mimo wszystko to co zrobiłeś z Honor... Nie było mądre. - rzuciła, rumieniąc się aż po uszy. Nie potrzebnie zaczynała, teraz sama się w to wkopała. Pokręciła głową i podeszła do torby, koło której przykucnęła. Z mniejszej kieszeni wyjęła telefon komórkowy. Trzy nieodebrane połączenia. Od kogo? No domyślcie się... Od Daniela. A jak teraz zadzwoni?
Jak na zawołanie telefon w jej dłoni zaczął wibrować, a ekran wyświetlał zdjęcie łowcy i jego imię. Nie teraz nie odebrać. Ale gdyby odebrała, co by powiedziała? "Hej Daniel, pojechałam z Travisem do jego rodziny by poznać bliżej wilkołaki. A u ciebie co tam?". To byłoby idiotyczne.

Travis

Nieco się skrzywił, gdy zaczęła ten  temat. Nie miał ochoty o tym rozmawiać teraz, ani nigdy.
-My wilkołaki nie kochamy.- Mruknął.- Tak jak ludzie, co oznacza, że mogłaś pomylić zranienie z rozczarowaniem.- Dodał. Nie zraniła go, tylko jego ego ucierpiało. Nie kochał jej... Nie czuł tego. Nie mógł tego czuć i już. I wcale nie wypiera tego z siebie jak nieszczęśliwe zakochany idiota, bo nie jest zakochany.- A Honor to faktycznie głupota, ale i my je popełniamy.- Jej to już w ogóle nie chciał wspominać. Było minęło i tyle.
-Daniel dzwoni? Nie powiedziałaś mu? A myślałem, że jesteście ze sobą szczerzy w każdej kwestii.- Rzucił z odrobiną ironii. To było silniejsze od niego.- Powiedz, że wyjechałaś do ciotki do San Francisco.- Wzruszył nieco ramionami napotykając jej spojrzenie.- Raczej nie będzie drążyć, choć i tak nie rozumiem czego się boisz. Masz prawo tutaj być.- Stwierdził. I tak by po nią tutaj nie przyjechał. Nikt nie wie gdzie to miejsce jest ukryte, dlatego też tak ryzykownym posunięciem było zabrać ją tutaj.

Corall

Patrzyła głupio na ekran komórki, aż wreszcie chłopak musiał sam się rozłączyć.
- A myślisz, że gdybym mu powiedziała, pozwoliłby mi jechać? Raczej chodziłby za mną cały dzień byle tylko mieć pewność, że nie gdzie mu nie ucieknę. - powiedziała z sarkazmem. - Wie, że Stephanie miała przyjechać na ten tydzień do Monterey. Tylko dlatego nie oddałam Sparka do Heaven na ten czas, bo wiedziałam, że przyjedzie. Daniel był ze mną, kiedy zadzwoniła. - powiedziała, kręcąc głową. - O rany, po prostu nie będę odbierać i tyle. - rzuciła z poirytowaniem, po czym wrzuciła telefon do torby. Oparła się plecami o ścianę i odetchnęła głębiej. Wplotła palce we włosy i zamknęła oczy. Była zmęczona tym wszystkim, za dużo nowych informacji jak na tak krótki okres czasu...

4 komentarze:

  1. To fajnie, że Corall zdecydowała się jechać z Travisem. Nie wiem dlaczego, od początku jestem za wilkami ;) Cieszę się, że teraz ma możliwość poznać je bliżej. Zdaje mi się, że Travis ją jednak kocha. No nie wiem.
    Pisz szybko nn.
    Pozdrawiam, Annabel

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne rozdziały, akcja na prawdę zmierza w ciekawym kierunku i jestem ciekawa jak to wszystko się rozwinie, a w szczególności jak się to wszystko rozwinie między Travem, a Corall :D Mamcie świetny i wielki talent <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, zostałyście nominowane do Liebster Awards!
    Więcej na : http://lowczynibook.blogspot.com/2014/08/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze świetnie ciekawe co będzie działo się dalej głównie między Corall, a Travisem <3 No i co na to wszystko Daniel ;D
    Życzę dużo weny ^^

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o szczerą opinię w komentarzach. To właśnie Wasze słowa wywołują uśmiechy na naszych twarzach, a także wskazują błędy, które w przyszłości się nie powtórzą.

Szkolne plotki

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony