Corall
Kolejny dzień walki z rzeczywistością, której zawsze starała się
stawiać czoła. Kiedyś było jej łatwiej, między innymi dlatego, że nie zatruwała życia ciotce, a i rodzice byli gotowi pomóc na każdym kroku. I oczywiście najukochańsza siostra. Szkoda tylko, że oni wszyscy zniknęli gdy miała trzynaście lat. Mówiąc “zniknęli”, mówiła o to dosłownie.
W jednej chwili wszyscy byli jak zawsze - tata za kierownicą,
sprzeczający się z mamą siedzącą na fotelu pasażera obok. On chciał zawierzyć
nowoczesnej technologii GPS w celi znalezienia czegoś tam, zaś mama wolała
posłużyć się wielką, ale niezawodną mapą. Corall i Andrea siedziały na tylnych
siedzeniach. Patrzyła na kolorowe niebo i zastanawiała się jakie przywdzieje
barwy, kiedy wzejdzie księżyc. Andrea natomiast śpiewała głośno każdą jedną
piosenkę jaką usłyszała w radiu. To wydawało jej się zawsze dziwne, jakby
wcześniej wyuczyła się na pamięć całej listy piosenek, którą zapoda radio.
Przyjemne, ale fakt, śpiewająca na cały regulator i do tego tak piskliwie
dziecięcym głosikiem siostra to utrapienie.
W kolejnej… Jakiś jeleń wyskoczył na drogę, a tata o czułym sercu
nie chcąc wyrządzić krzywdy biednemu zwierzęciu, skręcił w lewo, na pobocze
gdzie był las. Auto uderzyło w drzewo, a Corall miała wrażenie, że obserwuje to
wszystko z zewnątrz. Widziała powyginaną stal, szkło na ziemi, okręcony
wokół pnia drzewa zderzak… A w jej głowie rodziła się myśl “Co poszło
nie tak?”. Gdyby jednak przed wyjazdem pojechali do salonu samochodowego
poprosić o wymianę poduszek powietrznych, wszyscy pewnie by przeżyli… Policja
twierdziła, że poduszka z jej strony również nie działała, a mimo to jedynymi
obrażeniami jakie miała to złamana noga i skręcony bark. Żadnych obrażeń
głowy. A oni wszyscy… Po prostu zniknęli. Ciała całej jej rodziny zabrano, a ją tylko przeniesiono do szpitala.
Z zamyślenia blondynkę wyrwał budzik komórki niemiłosiernie
oświadczający, że kolejne pięć minut leżenia w łóżku przesądzi o jej spóźnieniu do szkoły. Zaklęła cichutko pod nosem i czym prędzej wyskoczyła z
łóżka. Niemal od razu potknęła się o gigantyczne cielsko wilczura, który leżał
przy łóżku. Ba, on zawsze tam leżał, ona zawsze o tym zapominała i dlatego
zawsze na niego wpadała. Ale - jak zawsze - pies przyjął to z pokorą i tylko
wskoczył na nią, kładąc przednie łapy na jej ramionach i polizał dziewczynę po
policzku. Zaśmiała się krótko na czuły gest zwierzaka.
- Spark, zostaw. Spóźnię się przez ciebie. - mruknęła, na co
zwierzę zastrzygło uszami i zeskoczyło z moich ramion. Potruchtał gdzieś za mój
pokój. Czasami zastanawiała się, czy Stephanie czasami nie przygarnęła
jakiegoś porzuconego na poboczu, rannego wilka, bo Spark takowego bardzo
przypominał, zwłaszcza jak patrzył na każdego tymi swoimi złotymi ślepiami.
Pokręciła głową z własnej bezmyślności i ruszyła do łazienki.
Po ubraniu się we wcześniej przygotowane
ubrania oraz po porannej toalecie zeszła na dół po krętych schodach. To była
obsesja jej ciotki - tata kiedyś opowiadał, że odkąd tylko była małą
dziewczynką, zawsze pragnęła mieć własny, wielki dom na plaży z krętymi
schodami. Cóż, spełniła się tylko połowa z jej marzeń. Owszem, ma domek na plaży, ale
nie wielki i murowany. Mały, dostosowany do trybu życia jednej osoby,
drewniany, a w nocy jak zawieje mocniej robi się straszny przeciąg i jest
zimno. Do tego kręte schody skrzeczą starością przy każdym kroku.
Travis
Niemal całe swoje życie spędził przenosząc się z jednego miejsca w drugie.
Teraz ponownie znalazł się w Montereye. Czuł mieszane uczucia przekraczając
jego granice. Niegdyś jego dom, opuszczony i zostawiony daleko za sobą, daleko
w swoich wspomnieniach, ponownie miał się nim stać.
Siedział w swoim starym fordzie mustangu, którego czerwony lakier już nie był
taki czerwony. Nieco go drażnił ten kolor, ale przed drastyczną zmianą
powstrzymywał go fakt, że stary samochód dostał w prezencie. Był jednak
wdzięczny, że ten zabytek jeszcze jeździ, zresztą w głębi duszy związał się z
tym autem. Wystukując na kierownicy rytm piosenki, która leciała akurat w
radiu wpatrywał się w okna jednego z domów stojącego przy równym , zielonym
trawniku. Widział sylwetki poruszające się w środku, a jedną znał, aż za
dobrze.
Corall.
Jedno imię. Jedna dziewczyna i teraz całe jego
życie. Mógł o tej dziewczynie powiedzieć wszystko. Co lubi jeść najbardziej,
czego nie lubi, jaki jest jej ulubiony kolor, co robi w wolnym czasie, a ona,
blondynka z San Francisco nigdy nawet nie obdarowało go choćby jednym, krótkim
spojrzeniem. Może i tak było lepiej? Było, bo każdy tak mówił, a sam Travis
dobrze wiedział, że zbyt blisko zbliżać się mu nie wolno. Został anonimowym
świadkiem jej życia, a w razie potrzeby miał działać i tak ma pozostać do końca
jej życia. Ludzkiego i tak kruchego. Poprawił się na siedzeniu, gdy usłyszał,
że czyjeś kroki zbliżają się do drzwi. Ściągnął stopę z hamulca i przeniósł ją
na pedał gazu. Wcisnął go lekko, a samochód zaczął toczyć się dalej. Rzucił
ostatnie spojrzenie budynkowi i odjechał.
Czasem go denerwowało, że musi trzymać się blisko i sprawdzać co u niej
słychać. Może i przywykł do tego, stało się to dla niego rutyną od kiedy ją
uratował, ale nie sądził, że to tak bardzo zaważy na jego życiu i tak bardzo je
ukształtuje. Ponownie wyrwało mu się zrezygnowane westchnienie.
Zajechał przed cmentarz w Monterey. Kiedyś, gdy był dużo młodszy znajdowały się
tu może z cztery mogiły. Teraz miejsce pochówku dzieliło się na dwie części,
starą i nową. Travis powlekł się na tą pierwszą. Niektóre groby był zniszczone
inne porośnięte mchem, oblepione ziemią bądź liśćmi. Kucnął przy jednym
nagrobku, pod którym spoczywa jego siostra. Przez chwile na jego twarzy widać
było wszystkie emocje… Przejechał dłonią po zimnym marmurze odgarniając z niego
cały brud. Przypomniał sobie o świeczce trzymanej w dłoni. Wyciągnął zapałki,
podpalił ją i postawił na grobie. Wyprostował się. Jeszcze przez chwilę
spoglądał na napis. Ból i tęsknota spełzły z jego twarzy. Odwrócił się na
pięcie i wrócił do samochodu.
Podjechał na szkolny parking. Jego obecność tutaj wydawała mu się tak komiczna,
że aż miał ochotę zawrócić i odjechać jak najdalej stąd. Oczywiście ujarzmił
swoja dumę i zgasiwszy silnik forda, wysiadł. Kalifornijskie promienie musnęły
jego skórę. Ściągnął z nosa czarne okulary przeciwsłoneczne, rzucił je na
siedzenie i nic nie robiwszy sobie z ciekawskich, wręcz natrętnych spojrzeń,
skierował się do środka ceglanego budynku. W pierwszej chwili hałas panujący na korytarzu boleśnie zaatakował jego
wrażliwy słuch, ale po chwili przywykł do głośnego tłumu. Udał się do
sekretariatu szkolnego. Za ladą beżowego, dość niskiego kontuaru siedziała
uśmiechnięta kobieta. Na jej blond włosach pojawiały się gdzie nie gdzie siwe
pasma, a na twarzy gościły pojedyncze zmarszczki. Gdy jej zielonkawe oczy
spoczęły na Travisie, jej uśmiech stał się zadziwiająco szeroki. Skinął jej
tylko głową i wymamrotał obojętnie „dzień dobry”. Podał jej teczkę z
dokumentami, które w niektórych fragmentach mijały się z prawdą. Kobieta z uwagą
prześledziła wszystko, nie zważając nawet, iż dzwonek dawno oświadczył początek
zajęć. Chłopak odchrząknął cicho, co wyrwało ją z „pracy”.
- Najwidoczniej wszystko się zgadza, ale
zapewne będziesz jeszcze musiał tutaj zajrzeć. - Powiedziała. Otworzyła jakąś
szafkę i wyciągnęła z niej prostokątną, nie dużą kartkę i wręczyła ją
chłopakowi. - To twój plan. - Oświadczyła. Travis bez słowa odwrócił się na
pięcie i skierował na pierwszą lekcję, a mianowicie historię. Bynajmniej nie
polegnie.
Wpadłam na tego bloga całkowicie przypadkiem, ale nie żałuję. Przeczytałam rozdział i jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co tu napisałaś. Interesuje mnie postać głównie Travisa. Jakim cudem on wie wszystko o Corall, a ona nie właściwie nie wie o jego istnieniu? I jak to chłopak uratował ją kiedyś? Jestem bardzo ciekawa dalszych rozdziałów. Byłabym wdzięczna, gdybyś chciała informować mnie o nowych rozdziałach. A korzystając z okazji chciałabym zaprosić cię do siebie. Może zainteresuje cię moje nowo zaczęte opowiadanie. Zapraszam!
OdpowiedzUsuń[ january-fanfiction.blogspot.com ]
Ps. Proponuję usunąć weryfikację obrazkową i ustawić możliwość komentowania przez anionimowych czytelników. Wtedy będzie ich więcej niż tylko ci, którzy muszą komentować poprzez zalogowanie ;)
Pozdrawiam.
Bardzo przyjemny i dobry rozdział. Podoba mi się, że piszesz dojrzale, używając ciekawych słów ;> Zauważyłam kilka błędów, które uraziły mojej oczy, (a uwierz mi, rzadko dostrzegam błędy.)
OdpowiedzUsuńBo to tak:
"okręcony zderzak wokół pnia drzewa zderzak…" - jakoś to powtórzenie słowa "zderzak" mi nie pasuje.
"jedynymi obrażeniami jakie miałam do złamana noga i skręcony bark." - chyba chodziło Ci o "to" a nie "do".
"Ściągnął z nosa czarne okulary przeciw słoneczne" - "przeciwsłoneczne" piszę się razem.
To chyba wszystko, choć dobrze gdybyś jeszcze raz przeczytała cały tekst. Jedyną wadą, dla mnie, jest dość długa treść. Oczywiście to tylko twój wybór więc się nie czepiam, ale z doświadczenia wiem iż trudno znaleźć czas na czytanie długich postów ♥ ♥ ♥
Na prawdę cieszę się, że wpadłam na twojego bloga, mam nadzieje, że ty wpadniesz na mojego: fioletowe-rajstopy.blogspot.com
Ps.: Przepraszam za jakiekolwiek błędy ♥
Dziękujemy za zwrócenie uwagi odnośnie błędów - już poprawione :)
UsuńRiri i Wróg Czasu
Hej bardzo podoba mi się rozdział 1, także już rozpędzam się do czytania 2.
OdpowiedzUsuńCzuję odrobinę fantastyki, historia przypomina mi jedną książkę ale Wasza opowieść jakoś bardziej przypada mi do gustu.
Więcej napiszę pod 2 :)
Pozdrawiam Kilulu
31 yrs old Software Consultant Inez Baines, hailing from Langley enjoys watching movies like Topsy-Turvy and Kitesurfing. Took a trip to Gondwana Rainforests of Australia and drives a Chevrolet Corvette L88. siec
OdpowiedzUsuń